Jak myślisz, czego będziesz doświadczał, kiedy będziesz śpiewać: „przyjdź do mnie, Panie, przyjdź z łaską swoją, przyjdź i nie spóźniaj się” lub „otwórz niebo”, choć Biblia mówi, że już jest ono dla nas otwarte? Czy będziesz przypominał sobie w ten sposób o Bożej obecności, która jest już wewnątrz ciebie, jako osoby, która oddała życie Jezusowi, czy raczej budował dystans i „schody” między Tobą, a Bogiem?

Zostaliśmy stworzeni do życia w Bożej chwale. Dla pierwszego człowieka, Adama, Boża obecność była przez długi czas czymś powszednim i namacalnym. Boża chwała nigdy go nie opuszczała. W Edenie był nią okryty jakby odzieniem, tak że nie mógł nawet dostrzec tego, że był nagi.

To właśnie ta chwała sprawia, że ludzie zmieniają się nie do poznania.
„My wszyscy tedy, Z Odsłoniętym obliczem, oglądając jak w zwierciadle chwałę Pana, zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia Pan, który jest Duchem.” 2 Kor 3:18

Już Saul, zanim został królem, został przemieniony w zupełnie innego człowieka, po tym jak opanował go Boży Duch.

„Ciebie też (Saulu) opanuje duch Pański i będziesz prorokował wraz z nimi, i staniesz się innym człowiekiem.” 1 Sm 10:6

Ale dopiero jego następca, Dawid, miał głębsze i lepsze zrozumienie Bożej chwały. W przeciwieństwie do Saula trwał do końca przy Bogu. Czym więc różnili się między sobą? Dawid cały czas rozwijał swoją relację z Bogiem. Wszedł w głębsze zrozumienie Bożej istoty. Widzimy to cały czas w jego psalmach. Uzmysłowił sobie wszechobecność Boga, przed którym nie jest w stanie gdziekolwiek się ukryć. Był przekonany, że cały czas Bóg przebywa z nim. Wiedział, że go nie opuści, nawet kiedy nie doświadczał żadnych uniesień duchowych.

„Otaczasz mnie z tyłu i z przodu i położyłeś na mnie twoją rękę. Dokąd ujdę przed twoim duchem? Dokąd ucieknę przed twoim obliczem? Jeśli wstąpię do nieba, jesteś tam; jeśli przygotuję sobie posłanie w piekle, tam też jesteś.” Psalm 139:5, 7-8

Ta głęboka relacja z Bogiem sprawiła, że ze zwykłego pastuszka stał się dzielnym wojownikiem. Zapewne dobrze pamiętacie historie, które jak byliście mali opowiadali wam na szkółkach niedzielnych lub na katechezach. To właśnie on pokonał lwa i niezwyciężonego Goliata. Był tak nieustraszony, że stał się przykładem dla wielu pokoleń w przód, aż po dzień dzisiejszy.

Cofnijmy się jeszcze jednak do czasów, gdy lud Izraelski wyszedł z Egiptu i wędrował po pustyni. To właśnie wtedy Mojżesz otrzymał od Boga wzór przybytku – „cień rzeczy przyszłych”, odbicie tego, co znajduje się w Niebie – świątyni Bożej. Jak wiemy z Nowego Testamentu, pierwszy przybytek pokazany dzieciom Izraela, był dany przez Boga jako obraz dla przyszłych pokoleń, pokazujący to, kim jesteśmy w Chrystusie, a konkretnie to, że jesteśmy nosicielami Bożej chwały.

„Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?” 1 Kor 3, 16

Starotestamentowi Izraelici w znacznym stopniu różnili się od dzisiejszych chrześcijan. Byli oni w przeciwieństwie do obecnych wierzących świadomi obecności Boga w Jego świątyni, dogłębnie o niej przekonani. Ciężko było zaprzeczyć jej istnieniu, bo była namacalna.

„dokończono całą robotę, jaką podjęto z polecenia króla Salomona nad świątynią Pańską (…) Gdy zaś kapłani wychodzili ze świątyni, obłok napełnił przybytek Pański, tak iż kapłani nie mogli tam ustać z powodu tego obłoku, aby pełnić swoją służbę, gdyż chwała Pańska napełniła świątynię Pańską.” 1 Król 7:51, 8:10-11

Taki fizycznie odczuwalny rodzaj bożej obecności przebywał cały czas w centralnej części świątyni – Miejscu Świętym Świętych. Była ona cudowna, ale lud Izraela też drżał, za każdym razem gdy kapłan miał wejść do miejsca najświętszego. Wiedzieli, że Boża świętość, powiązana z namacalną chwałą, mogła kapłana zabić – wystarczy, że miał na sobie jakiekolwiek przewinienie.

To, co dzisiaj dzieje się w Kościele, jest często całkowitym zaprzeczeniem objawienia, które miał starotestamentowy lud Boży. Lud Boży utracił zrozumienie wielkości Mocy z wysoka, która jest w każdym z nas. Ograniczył Boga do spotkań niedzielnych, uwielbienia i prywatnej „komory modlitewnej”, kiedy Bóg „schodzi”, by szybko „pobłogosławić” i zaraz zniknąć w niewyjaśnionych okolicznościach. Tak jakby już wszystkie inne momenty życia były nieczyste i niegodne. Jakby Mesjasz nie był oblubieńcem Kościoła i każdej jego części – czytaj: każdego wierzącego. Jednak to właśnie Duch Święty jest tym, z kim jako wierzący powinniśmy spędzić każdy moment naszego pięknego życia.

Bóg po prostu czeka, kiedy otworzymy drzwi

„Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną.” Ap 3, 20

Bóg czeka, kiedy otworzymy drzwi i zaprosimy Go do środka, by zamieszkał z nami na stałe. Czeka, kiedy przyjmiemy Jego obecność do naszego życia. Pukając, zaprasza nas do przyjęcia wiary. Wiary w Jego obecność w pracy, w szkole, na uczelni. W każdym dobrym i złym momencie życia. Możecie być pewni, że kiedy dzieci się drą i wszystko się wali, on mówi: „Czy jesteś w stanie uwierzyć, że Ja nadal Cię kocham? Czy jesteś w stanie wierzyć, że jestem w Tobie wraz z tą chwałą, która wszystko zmienia? Nie ma znaczenia, w jakim miejscu obecnie się znajdujesz. Moja słodycz, której doświadczyłeś ostatnio podczas uwielbienia, jest tutaj cały czas, by podtrzymać Cię na Duchu. Czy uwierzysz Mi, czy raczej będziesz trwał nadal w miejscu niewiary i nie wejdziesz do Mojego odpocznienia?” (czytaj więcej na ten temat w liście do Hebrajczyków 3).

Czy jesteś gotowy? – moje osobiste doświadczenie

Chcę opowiedzieć trochę i o swoim własnym doświadczeniu. Co osobiście przeżyłem, gdy zacząłem żyć tym objawieniem. Jestem pewien, że zaskoczę Was kilkoma niezwykłymi historiami. Jestem także pewien, że po przeczytaniu tego artykułu, wiele z tych przeżyć, stanie się także waszym udziałem (o ile nie stało się nim już wcześniej), dlatego zapraszam Was do dzielenia się waszymi doświadczeniami w komentarzach.

Zacznijmy jednak od początku. Urodziłem się chrześcijańskiej rodzinie. Zawsze mówiono mi jak ważny jest Bóg i relacja z Nim. Pamiętam, jak często całą rodziną jeździliśmy na różnorakie konferencje, gdy byłem małym dzieckiem. Moi rodzice chcieli doświadczyć czegoś więcej. Chcieli żyć tak, jak pierwsi chrześcijanie. I oczywiście doświadczali czegoś „więcej”, dopóki konferencja trwała. Potem wszystko wracało do „normy”. „Normy”, w której Bóg jest „tam”, gdzieś daleko. „Normy”, która mówi, że nie łatwo jest chodzić w owocach Ducha Świętego. Często mówiono nam na takich spotkaniach: Jeżeli chcemy coś zmienić, zbliżyć się do Boga, to musimy postępować według tych oto 5 zasad lub tych 7 reguł. Często powtarzano nam, że to osobistym zadaniem każdego z nas jest się zmienić. To, co było nieraz zaskakujące to, że Ci sami ludzie, którzy to głosili, często sami nie żyli według tych standardów, które dla nas wytyczali. Nie chcę ich wcale oskarżać i obwiniać za ten stan rzeczy. Rozumiem, że nikt nie nauczył ich lepiej. Cieszę się, że wiele dobrego też mi przekazali. Oczywiście nie wszytko, co mówili, było pożyteczne, ale to, co było, na pewno pomogło mi dojść do miejsca, w którym jestem dzisiaj.

Tak właśnie wyglądało moje dzieciństwo i młodość. Byłem spragniony Boga – doświadczenia go głębiej i więcej. Byłem głodny spotkań i momentów osobistej modlitwy, na których „doładuję swoje duchowe baterie”. Nikt nie nauczył mnie chodzić w świadomości chwały Bożej. Bóg był dla mnie zawsze gdzieś „tam daleko”. Był Bogiem, który schodzi, dopiero gdy poświęcę dla niego określony czas – najczęściej godzinę albo dwie.

Ale Bóg naprawdę nas kocha i prowadzi nas do miejsca objawienia i wolności. Tak samo było ze mną. Pewnego razu jeden z moich znajomych nauczył mnie jak modlić się, będąc prowadzonym przez Ducha Świętego. Od tego czasu zacząłem tak robić, za każdym razem gdy spędzałem czas z Bogiem. Tak samo było tego pamiętnego wieczoru. Chodziłem wtedy od ściany do ściany wypowiadając różne słowa. Powtarzałem, co słyszałem w duchu, gdy nagle z moich ust wyszło zdanie: „Jezu, jesteś tutaj”. Na początku wydało się ono dla mnie dziwne. Nie zgadzało się ono z moją doktryną. Byłem przekonany, że jak zaczynam modlitwę, zajmie to pewien czas, zanim doświadczę Boga. Ale przestałem się tymi myślami przejmować, bo już po chwilce byłem pod silnym działaniem Ducha Świętego.

Muszę przyznać, że na początku nie do końca rozumiałem to, co się działo. Ale Bogu to wcale nie przeszkadzało. Pamiętam, jak jakiś czas po tym doświadczeniu chowałem samochód do garażu. Było już ciemno. Większość sąsiadów zapewne kładło się spać. Jeśli mnie pamięć nie myli, była to już końcówka wiosny. Wjechałem do garażu, zaparkowałem samochód, wyłączyłem silnik i światła. Właśnie miałem wychodzić, kiedy nagle owładnęła mnie świadomość Bożej obecności. Nie byłem w stanie wysiąść z samochodu, a nawet poruszyć ręką. Było to coś niezwykłe przyjemnego… I tak zostałem w takim stanie przepływającej przeze mnie mocy i dobroci Bożej przez dłuższą chwilę. Wydaje mi się, że było to 30, o ile nie nawet 60 minut. Za każdym razem gdy to wydarzenie przychodzi mi na myśl, pojawia się uśmiech na mojej twarzy.

Pamiętam też, jak innym razem po prostu jadłem obiad. Środek dnia. Nagle, niespodziewanie poczułem w swoim duchu rzeki Bożej dobroci. To doświadczenie było tak intensywne! Wiedziałem, że najbliższe minuty, o ile nie godziny, spędzę z Bogiem. Od tego czasu nieraz w środku dnia, jedząc, czytając, a nawet pracując, niespodziewanie doświadczałem Bożej słodkości. Co było w tym najbardziej zaskakujące to, że nigdy nie była to wcale moja inicjatywa lecz zawsze Jego. Najczęściej byłem wtedy zajęty normalnym życiem. Nie planowałem poświęcić tego czasu tylko dla Niego.

Od tej pory powolutku zacząłem zmieniać swoje podejście do Bożej obecności. Nie próbowałem już „ściągnąć” jej z Nieba. Zamiast tego uświadamiałem sobie Jego obecność. Z dnia na dzień Boża bliskość i świadomość Jego obecności stała się dla mnie czymś oczywistym. Mój prywatny czas z Niebiańskim Tatą często kończył się na podłodze, z której nie mogłem wstać owładnięty Bożą dobrocią i miłością – z reguły śmiejąc się lub doświadczając ponadnaturalnego pokoju. Z dnia na dzień ta radość i pokój stały się moim „chlebem powszednim”. Ciężko jest mi przypomnieć sobie czas, kiedy tak nie było.

Od tej pory przestałem już „spinać się”, by wejść do Jego obecności, a zacząłem odpoczywać i cieszyć się z tego, że już jestem w okręgach niebieskich, w niebie, razem z Nim. Muszę przyznać, że to właśnie wtedy uwielbienie stało się dla mnie czymś naprawdę przyjemnym. Miejscem radości z obfitości jaką mamy w Nim. W tym miejscu już nikt nie musiał mnie zachęcać do skakania. Byłem zakochany w Nim i chciałam Go uwielbiać lub zachwycać się Nim w cichości mojego serca.

Pamiętam też te niezwykłe chwile, które miały miejsce w autobusie, w drodze na uczelnię, czy na jakieś spotkanie. Wsiadałem do autobusu i zajmowałem miejsce, słuchając muzyki lub dźwięku ruszającego silnika. Po chwili Boża błogość i moc zaczynały przepływać przez całe moje ciało. Raczej nic szczególnego nie robiłem, by doświadczyć w tak niezwykły sposób Boga. Po prostu siedziałem i przyjmowałem. Nawet teraz, kiedy przypominam sobie te niezwykłe momenty, staja się one tak rzeczywiste, jakby miały miejsce właśnie tu i teraz. Gdy docierałem na miejsce, wszytko stawało się takie proste. Każda rozmowa była przyjemnością. Nie bałem się już, co ludzie pomyślą. Całe moje serce było wypełnione miłością do otaczających mnie osób. Każde zadanie, spotkanie, było „polukrowane” Bożą chwałą.

Nawet proste momenty, gdy szedłem do sklepu, często zmieniały się w „ucztę Jego chwały”. Raz to doświadczenie było takie silne, że pomyliłem alejki w supermarkecie. Musiałem wytężyć umysł, by móc trafić we właściwe miejsce.

Znałem i znam wiele osób, które jeżdżą setki kilometrów na różnorakie konferencje z nadzieją, że otrzymają takie niezwykłe doświadczenie. Sam byłem jednym z nich. Oczywiście nadal kocham na nie jeździć, poznawać nowych ludzi i razem z nimi się modlić. Ale świetnie sobie radzę, gdy mnie na nich nie ma! Bóg nadal jest tak samo bliski, a niezwykłe doświadczenia Bożej obecności są dla mnie „chlebem powszednim”. Tylko dlatego, że w końcu ZROZUMIAŁEM, że On nie jest wcale daleko.

Zapewne teraz zadajecie sobie pytanie: „Czy aby na pewno zawsze jest tak kolorowo?” Tak oczywiście, czasami zdarzają się momenty, kiedy nie wszystko się układa. Czasami z nawału pracy ponoszą mnie emocje. Jednak wiem, że Bóg mnie nie zostawia, a wręcz przeciwnie – szczególnie pomaga! Ta świadomość pomaga mi doświadczyć Bożej mocy, kiedy naprawdę jej potrzebuję. W tych momentach Boża chwała często znieczula mnie i zabiera to, co mnie przytłacza. Daje ukojenie. Jak napisał ap. Paweł, Bóg uspokaja moje serce i myśli pokojem, który „przewyższa wszelki umysł”.

Kilka praktycznych wskazówek

Możesz już dziś zacząć żyć w taki sposób. Jak? Wystarczy, że zmienisz swoje myślenie na tak ważny temat i zaczniesz wierzyć, że królestwo Boże, Niebo, jest na wyciągnięcie ręki.

„Wypełnił się czas i przybliżyło się Królestwo Boże, upamiętajcie się (metanoia z gr. zmieńcie myślenie, jak możesz przeczytać w leksykonie biblijnym grecko-angielskim Stronga tutaj: http://biblehub.com/greek/3341.htm) i wierzcie ewangelii.” Marka 1:15.
W tłumaczeniu na język angielski możemy przeczytać jeszcze dobitniej, że Królestwo Boże jest „na wyciągnięcie ręki” – at hand.

Nasze słowa mają moc, dlatego zastanów się o co się modlisz

To, co wypowiadamy tworzy pewną rzeczywistość wokół nas. Nasze słowa mają moc stwarzania życia i śmierci.
„Życie i śmierć jest w mocy języka” Prz 18, 21
Dlatego ważne, żebyśmy zwrócili uwagę na to, co wypowiadamy i śpiewamy, gdy chcemy rozwijać naszą relacje z Jezusem.

Jak myślisz, czego będziesz doświadczał, kiedy będziesz śpiewać: „przyjdź do mnie, Panie, przyjdź z łaską swoją, przyjdź i nie spóźniaj się” lub „otwórz niebo”, choć Biblia mówi, że już jest ono dla nas otwarte? Czy będziesz przypominał sobie w ten sposób o Bożej obecności, która jest już wewnątrz ciebie, jako osoby, która oddała życie Jezusowi, czy raczej budował dystans i „schody” między Tobą, a Bogiem?

Nasze słowa mają potężną moc, dlatego następnym razem podczas modlitwy, zamiast błagać Boga, by zstąpił, zachęcam Cię do wypowiadania słów pełnych wiary w Bożą obecność na tym miejscu, na którym się znajdujesz. Naprawdę nie warto powtarzać słów starotestamentowych proroków wołających o wylanie Ducha, które nastąpiło po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa i który nam, wierzącym, został już dany.

Na początku możesz próbować mówić po prostu: „Jezu, jesteś tu”. Po prostu rozmawiaj z Nim. Jakkolwiek Ci pasuje. Najważniejsze, by słowa były zgodne ze stanem, który zagwarantował nam na krzyżu Jezus. Warto także wypowiadać wersety, które zamieściłem na końcu tego artykułu. Obiecuję Ci, jeżeli zmienisz swoje myślenie na ten tak ważny temat, zauważysz diametralną zmianę w jakości modlitwy, relacji z Bogiem, a wreszcie życia. Będziesz jeszcze bardziej radosny i spokojny o jutro.

Kilka wersetów na potwierdzenie

W Biblii możemy znaleźć wiele wersetów na ten temat. Oto kilka z nich:

„Zapytany zaś przez faryzeuszy, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie. I nie powiedzą: Oto tu, albo: Oto tam jest. Królestwo Boże bowiem jest wewnątrz was.” Łuk 17:20-21

„posadził (nas) w okręgach niebieskich (w niebie) w Chrystusie Jezusie.” Ef 2:4-6

„Zrozumiecie, że Ja jestem w moim Ojcu, wy we Mnie, a Ja w was.” Jan 14:20

„Któż nas odłączy od miłości Chrystusa? Czy utrapienie, czy ucisk, czy prześladowanie, czy głód, czy nagość, czy niebezpieczeństwo, czy miecz? Jestem bowiem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani zwierzchności, ani moce, ani teraźniejsze, ani przyszłe rzeczy; Ani wysokość, ani głębokość, ani żadne inne stworzenie nie będzie mogło nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Jezusie Chrystusie, naszym Panu.” Rzym 8:35, 38-39

„I wołał jeden do drugiego: Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów. Cała ziemia pełna jest Jego chwały.” Iz 6:3

„Albowiem ziemia będzie napełniona znajomością chwały Pańskiej, jako morze wody napełniają.” Habakuka 2:14

„Nie porzucę cię ani cię nie opuszczę” Hebr 13:5

„Oto ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” Mt 28:20

„Chrystus zaś, jako Syn, był nad swoim domem. Jego domem my jesteśmy” Hbr 3:6a

Marcin

 

Czujesz się niegodny? Zmagasz się z grzechem? Twoja „stara natura” Cię prześladuje?

Na krzyżu umarła nasza grzeszna natura cz.1 – Phil Drysdale

 

 

Komentarze

  1. mnie lekceważył pracodawca pogardliwymi minami, przewracaniem oczu:) raz, Duch Swięty pocieszyciel stąpił na mnie, zaczęła radość bulgotać we mnie w pracy, parsknęłam smiechem w tej pełnej stresu sytuacji, i pracodawca też:) to było tak ponadnaturalne……że nie da się nad tym zapanować. Duch Swięty mnie obronił:)

  2. Jego obecnosc jest niezwykla…w czasie podrozy do Seulu Duch Sw. tak mocno wypelnil mnie swoim pokojem, ze nie balam sie niczego (choc po raz pierwszy sama lecialam tak daleko)…a wczoraj na spacerze z Koreanka byla taka mila, pelna pokoju Jego obecnosc, ze w ogole nie przejmowalam sie tym, ze zarowno Ona jak i ja nie mozemy sie porozumiec (jezykowo)…a mimo tego bylo porozumienie na poziomie serca (to Duch Sw. to sprawil, ze bylo tak przyjemnie przez czas 4 godzinnego spaceru i robienia zakupow w wielkim azjatyckim miescie – Seulu)….

  3. dzięki za ten świetny artykuł…miałam te same myś
    li na opisany temat i doświadczałam Bożej obecności w zwykłych miejscach (np. w herbaciarni lub na spacerze), więc jest to dla mnie wielka zachęta, że inni tez tak to widzą i w 100% amen 🙂

  4. Dziśi rano modląc się uświadomiłem sobie że tego czego potrzebuję to realności tego o czym pisze Paweł : Chrystus w nas nadzieja chwały. To wzbudziło w moim sercu wołanie : Panie chcę tylko Twojej obecności i to mi wystarczy. Szukałem gdzie jest napisane uwierz a będziesz oglądać chwałę Bożą. I znalazłem ten artykuł. Bardzo trafne rozważanie. Po jego przeczytaniu przypomniałem sobie to co mi Bóg powiedział niedawno w modlitwie : Czy jesteś świadomy mojej obecności? Może nie czujesz jej ale musisz w nią uwierzyć wtedy inaczej będziesz działał, gdy będziesz tego świadomy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *