Modląc się za chorych, nie pokładam wiary w tym, jak sobie radzę. Pokładam wiarę w Jezusie i w Jego dziele krzyża. Kiedy nic nie czuję, kiedy jestem w kiepskim nastroju i diabeł zaczyna mnie tarmosić, padam na kolana i modlę się: „Boże, wiem, że nie dorastam do Twoich standardów, ale wiem też, że ty nie chodzi o mnie. Tu chodzi tylko o Ciebie. Proszę Cię teraz, żebyś uwolnił swoje namaszczenie  do uzdrowienia – ze względu na tych ludzi. Proszę Cię, żeby moje słabości nie stały się przeszkodą. Proszę, abyś Ty się poruszał i dotykał ludzi”.

Jeśli chcemy być bardziej zaangażowani w posługę uzdrawiania, musimy się modlić o dwie rzeczy: więcej mocy i więcej współczucia. Jeśli będziemy mieli moc bez współczucia, nasza służba nie będzie odzwierciedlać służby Jezusa. Jego serce nieustannie napełniało się współczuciem, które w efekcie prowadziło do uzdrowienia. Aby w pełni kontynuować służbę Jezusa w dziedzinie uzdrawiania, potrzebujemy zarówno Bożego serca, jak i Bożej mocy.

Pomódl się teraz razem ze mną o trzy rzeczy: „Ojcze, proszę Cię, abyś pomógł mi zachować pokorę, obdarzył mnie współczuciem i Twoim własnym sercem dla zagubionych i chorych, a także udzielił mi swojego namaszczenia, abym umiał te dary wykorzystać”.

Podczas pierwszych warsztatów uzdrowienia w moim kościele człowiek, który je prowadził, powiedział mi: „Nie mów, że uzdrowienie nie działa, jeśli nie modliłeś się przynajmniej za dwieście osób. Niektórzy zaczynają modlić się za chorych i kiedy po kilku razach nikt nie zostaje uzdrowiony, dają za wygraną. Proszę cię więc, żebyś się nie poddawał, dopóki nie nałożysz rąk na dwieście osób i osobiście się za te osoby nie pomodlisz. Jeśli to zrobisz, obiecuję, że pozostaniesz w tej służbie do końca życia – bo zobaczysz, jak ludzie doświadczają uzdrowienia”. Ten człowiek uczył nas wytrwałości w obliczu niepowodzeń. Aby nieść krzyż Chrystusa, musimy się stać odporni na porażki. (…)

Wiemy, że Bóg uzdrawia ludzi w sposób suwerenny – czy to przez swoją obecność czy inne nadprzyrodzone doświadczenie. Ale Jego podstawową drogą uwalniania uzdrowień jest posługiwanie się pełnymi Ducha naczyniami. Nasze ręce to katalizatory, przez które uwalniana jest Boża moc uzdrowienia. Nasze słowa niosą wagę i moc Bożego Królestwa. Tu nie chodzi o nas, tu chodzi o Ducha Bożego w naszym wnętrzu i Słowo Boże na naszych ustach.

Jeśli odchodzimy od służby uzdrowienia, opuszczamy chorych. Nie odmawiajmy im szansy na uzdrowienie tylko dlatego, że kiedyś doświadczyliśmy porażki. Wytrwajmy. Napierajmy w Duchu. Próbujmy. Uwierz mi. Doświadczyłem prawdopodobnie więcej niepowodzeń w służbie uzdrowienia niż ktokolwiek inny na tej planecie. Gdybym dał za wygraną, nie byłbym w stanie napisać rozdziału tej książki na temat ekscytacji zwycięstwem. W naszej kulturze chrześcijańskiej, najogólniej rzecz biorąc, naucza się nas, żebyśmy nie przestawali dzielić się ewangelią, a rezultaty zostawiali w Bożych rękach. Przyjmijmy to samo podejście do służby uzdrowienia. Oprócz mocy Jezusa mieszkającej w nas przez Ducha Świętego, musimy przyjąć też serce współczucia, jeśli chcemy skutecznie posługiwać tym, którzy są zgubieni, złamani i cierpiący. Moc i współczucie idą ze sobą w parze. Jezus potrzebował ich obu, aby usługiwać w uzdrowieniu, i to samo dotyczy każdego z nas.

Jakiś czas temu spotkałem człowieka, któremu umarła dorosła córka. Od czasu jej śmierci nie pomodlił się więcej za ani jedną osobę. W jakiś sposób obwiniał się o to, że nie została ona uzdrowiona. To przekonanie całkowicie go wiązało, podobnie jak się to dzieje w przypadku wielu osób , które doświadczyły tego typu tragedii – szczególnie jeśli były one bardzo osobiste i głęboko bolesne. Człowiek ten przyszedł kiedyś na spotkanie i wysłuchał jednego z moich nauczań. Po sesji powiedział, że właśnie dałem mu na nowo prawo do tego, aby modlił się za chorych. I od tej pory nie przestaje tego robić.

Chrześcijaństwo zrobiło się zbyt wygodne. Kiedy ludzie pytają, dlaczego jakaś osoba została uzdrowiona, a inna nie albo dlaczego jakiś grzesznik został uzdrowiony, podczas gdy ktoś, kto był filarem kościoła, umarł na tę samą chorobę, musisz umieć powiedzieć „Nie wiem”. Aby zaangażować się w służbę uzdrowienia, musisz być gotowy przyjąć rzeczywistość cierpienia emocjonalnego i mówić „Nie wiem”. (…)

Byłem przemęczony współczuciem. Nie miałem w ogóle współczucia dla ludzi, którzy potrzebowali uzdrowienia. Ogarniało mnie tylko obezwładniające zmęczenie. Jeśli jesteś rodzicem, rozumiesz, czym jest zmęczenie współczuciem. Zdarza się ono każdemu rodzicowi w relacji z dziećmi. Przychodzi moment, w którym potrzebujesz, aby ktoś wlał w ciebie trochę miłości, abyś był w stanie tę miłość rozdawać innym. Przemęczenie współczuciem sprawia, że czujesz się całkowicie pozbawiony sił i pusty. Nie znaczy to, że przestałeś kochać swoje dzieci. Po prostu jedziesz na oparach. Doświadczają tego między innymi matki, pielęgniarki, nauczyciele i osoby usługujące w kościołach.

Kiedy cierpimy na zmęczenie współczuciem, nieprzyjaciel będzie się starał to wykorzystać. Przyjdzie, zacznie przekręcać słowa Biblii i mówić na przykład: „Jezus był pełen współczucia, kiedy uzdrawiał chorych”. Natychmiast poczujesz się winny, ponieważ twoje współczucie nie dorasta do współczucia Jezusa. Następnie diabeł będzie próbował cię przekonać, że ponieważ nie masz współczucia, nie możesz usługiwać w uzdrowieniu. Będzie chciał wykorzystać zasadę współczucia przeciwko tobie, odwodząc cię od modlitwy za chorych. Jeśli uwierzysz jego kłamstwom, wyssie twoją wiarę. Jeśli uwierzysz, że zmęczenie współczuciem dyskwalifikuje cię w posłudze w Bożej mocy uzdrowienia, najprawdopodobniej przestaniesz modlić się za chorych, a tego właśnie pragnie szatan. (…)

Modląc się za chorych, nie pokładam wiary w tym, jak sobie radzę. Pokładam wiarę w Jezusie i w Jego dziele krzyża. Kiedy nic nie czuję, kiedy jestem w kiepskim nastroju i diabeł zaczyna mnie tarmosić, padam na kolana i modlę się: „Boże, wiem, że nie dorastam do Twoich standardów, ale wiem też, że ty nie chodzi o mnie. Tu chodzi tylko o Ciebie. Proszę Cię teraz, żebyś uwolnił swoje namaszczenie do uzdrowienia – ze względu na tych ludzi. Proszę Cię, żeby moje słabości nie stały się przeszkodą. Proszę, abyś Ty się poruszał i dotykał ludzi”. Mam tak dużo wiary w miłość Boga do ludzi, że nawet kiedy czuję, że nie mam wyposażenia albo że na to nie zasługuję, mogę przeć do przodu i modlić się o uzdrowienie. Wiem, że to Bóg uzdrawia, a nie ja. On używa nas, ponieważ kocha tych ludzi.

Źródło: „Moc Uzdrowienia” Randy Clark, str. 145, 149-151, 198-199, wyd. Koinonia, do kupienia TUTAJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *