Nie możemy sobie pozwolić na rezultat zapomnienia o naszym przeznaczeniu i Bożych obietnicach. Często jesteśmy bardziej przekonani o swojej marności niż o wartości Boga. Bardziej skupiamy się na naszej niezdolności niż na Jego zdolności. Ale ten sam, który bojaźliwego Gedeona nazwał „walecznym mężem”, a niestabilnego Piotra „skałą”, nazwał nas Ciałem swojego ukochanego Syna na ziemi. To musi się liczyć. Sam fakt, że On to ogłasza, sprawia, że niemożliwe staje się możliwe. 

Ewangelia zbawienia ma dotknąć całego człowieka: ducha, duszy i ciała. John G. Lake nazwał to zbawieniem w trzech osobach. Badania nad słowem „zło” potwierdzają planowany zasięg Bożego odkupienia. Znajdujemy to słowo w Ewangelii Mateusza: Zbaw nas ode złego (6,13).

Słowo zło reprezentuje cały grzech człowieka. Poneros, greckie słowo oznaczające „zło”, pochodzi od słowa ponos, które oznacza „ból”. A to słowo pochodzi od słowa penes, oznaczającego „biedny”. Spójrz na to: zło-grzech, ból-choroba, biedny-nędza. Jezus zniszczył moc grzechu, choroby i biedy poprzez swoje odkupiające dzieło na krzyżu. W zadaniu panowania nad ziemią, jakie mieli Adam z Ewą, byli oni bez grzechu, choroby i biedy. Teraz, gdy zostaliśmy przywróceni Jego oryginalnemu celowi, czy powinniśmy oczekiwać mniej? W końcu jest to nazywane lepszym przymierzem! Otrzymaliśmy „klucze Królestwa” (zob. Mt 16,19) – co częściowo jest władzą, by deptać „po wszelkiej potędze nieprzyjacielskiej” (zob. Łk 10,19) .

W sformułowaniu „klucz Dawida”, które znajdziemy w Apokalipsie św. Jana i w Księdze Izajasza (zob. Ap 3,7; Iz 22,22) znajduje się wyjątkowe zastosowanie tej zasady. W jednym z biblijnych słowników znajdujemy zapis: „Na władzę kluczy składał się nie tylko nadzór nad królewskimi komnatami, ale również możliwość decydowania, kto mógł, a kto nie mógł zostać przyjęty na służbę do Króla”. Wszystko, co ma Ojciec, jest nasze poprzez Chrystusa. Cały Jego skarbiec, wszystkie Jego królewskie komnaty są do naszej dyspozycji, żeby wypełnić Jego zadanie. Jednak bardziej otrzeźwiającą część tego obrazu znajdujemy w kontrolowaniu, kto dostanie się do środka, by zobaczyć Króla. Czy nie to robimy z tą Ewangelią? Gdy ją ogłaszamy, dajemy ludziom możliwość, by przyszli do Króla i zostali zbawieni. Gdy milczymy, to znaczy, że tych, którzy mogliby usłyszeć, postanowiliśmy trzymać z daleka od życia wiecznego. Rzeczywiście otrzeźwiające ! Ten klucz dużo kosztował Chrystusa i używanie go nas też dużo kosztuje. Ale z jeszcze większym kosztem wiąże się zakopanie go i nieotrzymywanie zysku dla nadchodzącego Króla. Ta cena będzie odczuwalna przez całą wieczność.

Nadszedł czas na rewolucję w naszej wizji. Gdy prorok mówi nam: „Twoja wizja jest zbyt mała”, wielu z nas myśli, że antidotum będzie zwiększenie liczb, których się spodziewamy. Na przykład: jeżeli spodziewamy się dziesięciu nowo nawróconych, zwiększmy tę liczbę do stu. Jeśli modlimy się o miasta, zamiast tego módlmy się o narody. Jeżeli taka jest nasza reakcja, to znaczy, że nie rozumiemy, o co chodzi. Zwiększenie liczb niekoniecznie oznacza większą wizję z Bożej perspektywy. Wizja zaczyna się od tożsamości i celu. Poprzez rewolucję w naszej tożsamości możemy myśleć, mając w głowie Boży cel. Taka zmiana rozpoczyna się od Bożego objawienia.

Jedną z tragedii osłabionej tożsamości jest to, w jaki sposób dotyka ona naszego podejścia do Pisma Świętego. Wielu, jeśli nie większość, teologów popełnia błąd, biorąc wszystkie te dobre rzeczy, zawarte w przepowiedniach, i zamiatając je pod tajemniczy dywan zwany Millenium. Nie chcę teraz roztrząsać tego tematu. Ale chcę rzucić wyzwanie naszemu myśleniu i zmierzyć się z naszą skłonnością do odkładania na inny czas tych spraw, które wymagają odwagi, wiary i działania .

Niewłaściwe myślenie wygląda następująco: jeśli to jest dobre, to nie może być na teraz. Kamieniem węgielnym tej teologii jest to, że kondycja Kościoła będzie się stale pogarszać [bo żyjemy w czasach ostatecznych – przyp. red.]. (…) W wypaczony sposób osłabienie Kościoła stanowi dla wielu potwierdzenie, że znajdują się na właściwym kursie. Pogarszająca się sytuacja świata i Kościoła staje się dla nich znakiem, że wszystko jest w porządku. Mam wiele problemów z takim sposobem myślenia, ale teraz powiem tylko jedno – ono nie wymaga żadnej wiary!

Jesteśmy tak obwarowani niewiarą, że wszystko, co jest sprzeczne z tym sposobem myślenia, postrzegane jest jako diabelskie. Tak samo jest z ideą, zgodnie z którą Kościół ma dominujący wpływ przed powrotem Jezusa. To prawie tak, jakbyśmy chcieli bronić prawa do bycia małą instytucją i robili to cudem. Trzymanie się systemu wierzeń, który nie wymaga wiary, jest niebezpieczne i samo w sobie sprzeczne. Jest sprzeczne z Bożą naturą i wszystkim, o czym mówi Pismo Święte. Bóg planuje daleko więcej uczynić ponad to wszystko, o co prosimy albo o czym myślimy, zgodnie z Listem do Efezjan 3,20, więc Jego obietnice z natury stanowią wyzwanie dla naszego umysłu i oczekiwań. [Jeruzalem] nie pamiętało o swojej przyszłości i tak haniebnie upadło (Tr 1,9).

Nie możemy sobie pozwolić na rezultat zapomnienia o naszym przeznaczeniu i Bożych obietnicach. Często jesteśmy bardziej przekonani o swojej marności niż o wartości Boga. Bardziej skupiamy się na naszej niezdolności niż na Jego zdolności. Ale ten sam, który bojaźliwego Gedeona nazwał „walecznym mężem”, a niestabilnego Piotra „skałą”, nazwał nas Ciałem swojego ukochanego Syna na ziemi. To musi się liczyć. Sam fakt, że On to ogłasza, sprawia, że niemożliwe staje się możliwe.

Ci, którzy żyją w arogancji przez to, jak postrzegają siebie w Chrystusie, tak naprawdę w ogóle tego nie widzą. Gdy widzimy, kim On jest, co dla nas zrobił i co mówi o nas, mamy tylko jedną możliwą odpowiedź – uwielbienie z pokornego i poddanego serca.

Źródło: Bill Johnson, „Bóg jest dobry”, Wyd. Szaron, str. 66-69, książka do kupienia TUTAJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *