Chociaż protestował, twierdząc, że został już ochrzczony, poprosił ją o położenie rąk i modlitwę. Gdy to zrobiła i nieoczekiwanie opuściła pokój, “ogień zstąpił” – jak wspomina Wigglesworth. – “Radość była tak wielka, że kiedy chciałem ją wyrazić, język odmówił mi posłuszeństwa i zacząłem wielbić Boga innymi językami, jak Duch poddawał”.

Urodził się w skromnej chacie w Menston, w Anglii. W wieku 8 lat oddał swoje serce Jezusowi podczas chrześcijańskiego zgromadzenia, na którym był ze swoją pobożną babką. Tą decyzją przyczynił się w doprowadzeniu do Jezusa swojej matki. Kiedy miał 13 lat, jego rodzice przenieśli się do Bradford i tam trzy lata później rozpoczął służbę w Armii Zbawienia.

Już jako nastolatek Wigglesworth pałał gorliwością, by widzieć innych, jak są pozyskiwani dla Pana. Kiedy miał 20 lat, przeniósł się do Liverpoolu, gdzie służył wśród biednych dzieci w portowej dzielnicy. Setki z nich zostały przyprowadzone do Jezusa. Później wrócił do Bradford, gdzie otworzył własny zakład hydrauliczny. Wkrótce poślubił Polly Featherstone, która również była wielką zdobywczynią dusz. We wczesnych latach swojego małżeństwa pani Wigglesworth głosiła Słowo Boże, a Smith był pracownikiem małej misji w Bradford.

W 1907r. kiedy Wigglesworth miał 48 lat, doznał w swoim życiu gruntownej przemiany. Od stosunkowo małej, dość ograniczonej służby, Bóg popchnął go do światowej misji ewangelizacyjnej. Jak sam wielokrotnie to podkreślał, zauważalna zmiana nastąpiła, gdy przyjął chrzest w Duchu Świętym. Od tamtego dnia, aż do końca swojego życia, Smith Wigglesworth był jakby “duchową elektrownią”. Prośby o jego usługę przychodziły z całego świata. Poprzez masowe spotkania przyprowadzał tysiące ludzi do Jezusa. Wielu doświadczyło napełnienia Duchem Świętym, zaś niezliczone osoby dzięki jego przesłaniu, wierze i duchowym darom, otrzymało uzdrowienie ze swych chorób. Był nieugięty w swoich wysiłkach, by służyć Bogu. Często wygłaszał kazania trzy razy dziennie i świadczył, gdziekolwiek była ku temu tylko sposobność.

APOSTOŁ WIARY

Biegnąc ulicą, w Vevey w Szwajcarii, młody Kenneth Ware usłyszał czyjeś wołanie: “Podejdź no tutaj chłopcze! Pokaż język!” Ponieważ jego mama miała wielu przyjaciół mówiących po angielsku, pomyślał, że musi to być jeden z amerykańskich lekarzy. Stał jednak przed nim nie kto inny, jak Smith Wigglesworth, jeden z pierwszych ewangelistów-uzdrowicieli w historii ruchu zielonoświątkowego.

Ware był zaniedbanym dzieckiem i w wieku 15 lat jąkał się dość poważnie. Ewangelista przyjrzał się dokładnie językowi chłopca i pewnie zawyrokował: “Młodzieńcze, ten język będzie zwiastował ewangelię”. Od tej chwili jąkanie zniknęło, a Ware po latach został misjonarzem we Francji.

Zielonoświątkowcy byli oddaleni od wielu ewangelicznych braci i sióstr z powodu ich odważnej wiary w to, że Bóg pragnie dokonywać cudów w odpowiedzi na modlitwę. Przeciwnie, w tamtym okresie większość chrześcijan uważała, że albo cuda przeminęły wraz z erą apostolską, albo były wynikiem suwerennej decyzji Boga. Tak czy inaczej, nie było sensu modlić się i oczekiwać cudu. Jednak według zielonoświątkowców, Jezus obiecał: “a te znaki będą im towarzyszyć” (Mk 16,17-18).

Odważna wiara, barwne zwiastowanie, kontrowersyjne metody i niezwykłe świadectwa, które towarzyszyły służbie Wiggleswortha, uczyniły z niego legendę. Po jego śmierci oraz odejściu do Pana Aimee Semple McPherson i Charlesa S. Price w latach 40-tych niektórzy wierzący doszli do ponurego przeświadczenia, że duchowe namaszczenie ruchu zielonoświątkowego zostało pogrzebane wraz z nimi. Jednak dzisiaj młodsze pokolenie poszukujących doświadczenia mocy i objawienia Ducha Świętego dla okazania świadectwa pyta: kim był Smith Wigglesworth? Dlaczego ludzie nazywają go apostołem wiary?

Hydraulik z Bradford

Ci, którzy znali go z młodszych lat, nie pomyśleliby, że na jego spotkaniach nawracać się będą tysiące, odrzucane będą setki niepotrzebnych kul i protez, a obce rządy prowadzić będą przeciwko niemu śledztwa.

Wigglesworth nawrócił się w wieku ośmiu lat podczas metodystycznego przebudzenia, a anglikański biskup konfirmował go dwa lata później. Przyjaciel wywodzący się z Braci Plymuckich uczył go Biblii. Ich radykalne poglądy zachęcały zaangażowanych w dzieło Pańskie do prostej modlitwy i zaufania Bogu w materialnych sprawach. Oznaczało to, że publiczne dzielenie się swoimi potrzebami wskazywało wyłącznie na brak wiary.

W tym czasie pojawił się inny przedstawiciel Braci, zyskując światowy rozgłos – George Muller. Opracował idealistyczny model “życia wiary” w swoim sierocińcu w Brystolu. Bóg, w cudowny sposób, zaspakajał finansowe potrzeby kilku tysięcy dzieci, mimo że nie prowadzono żadnej akcji promocyjnej. Przypadek Mullera mógł zainspirować Wiggleswortha. Chociaż twierdził, że czyta tylko Biblię, jest prawdopodobne, że przykład Braci zasiał w nim przekonanie do “modlitwy wiary” (Jkb 5,15).

Jako młodzieniec, przygotowujący się do egzaminu mistrzowskiego na hydraulika, został pociągnięty przez Armię Zbawienia. Wyglądało, że organizacja ta posiada więcej mocy duchowej niż jakakolwiek inna grupa. Dzięki temu spotkał Polly Featherstone. Zanim pobrali się w 1882 roku, współorganizowali Misję Uliczną w Bradford.

Odwiedzając pobliskie Leeds, uczęszczał na “nabożeństwa Bożego uzdrawiania”, gdzie przekonał się na podstawie Pisma, że Bóg nadal uzdrawia chorych. Polly poszła na jedno ze spotkań razem z nim i doświadczyła osobistego uzdrowienia. Jednak Wigglesworth cierpiał na hemoroidy i codziennie zażywał sole, aby przeczyścić dolne części układu trawiennego. Kiedy Polly zarzuciła mu niewiarę, namaścił się olejem według instrukcji zawartej w Liście Jakuba 5:14. Uzdrowienie nadeszło natychmiast, a dolegliwość nigdy nie powróciła.

Pomimo siły fizycznej brak mu było pewności siebie. Nie potrafił głosić dłużej niż 2 lub 3 minuty, gdyż zalewał się łzami i prosił kogoś o dokończenie kazania. W tym czasie Polly była kaznodzieją w rodzinie. Dla Smitha były to lata intensywnej walki wewnętrznej, która niestety zakończyła się okresem duchowego oziębienia. Jednakże jego rodzina rozwijała się (miał pięcioro dzieci), zaś prosperujące przedsiębiorstwo zalewane było zamówieniami.

Gdy spadł ogień

Dwa przejmujące doświadczenia zmieniły jego samego i jego służbę na zawsze: (1) W 1893 roku podczas sławnej konferencji “wyższy poziom życia”, w uzdrowiskowym mieście Keswick, zaświadczył o przeżyciu uświęcenia lub chrztu w Duchu – jak uczyli tamtejsi kaznodzieje. (2) Jeszcze większy punkt zwrotny w jego życiu miał miejsce w 1907 roku. Dowiedział się, że w Sunderland ludzie otrzymują Ducha Świętego i zdecydował się zobaczyć to na własne oczy. Przekonany o tym, że przeżył już zielonoświątkowy chrzest, rozczarował się nabożeństwami w anglikańskim kościele “All Saints”. Jednakże “zdruzgotany w Duchu” poczuł jeszcze silniejszy duchowy głód.

W końcu, po czterech dniach poszukiwania mówienia językami, zdecydował się wrócić do domu. Po drodze zatrzymał się w parafii, żeby się pożegnać. Mary Boddy – żona wikarego – powiedziała: “Bracie Wigglesworth, nie języków potrzebujesz, lecz chrztu. Jeżeli pozwolisz Bogu, aby cię ochrzcił, wszystko inne pójdzie gładko”. Chociaż protestował, twierdząc, że został już ochrzczony, poprosił ją o położenie rąk i modlitwę. Gdy to zrobiła i nieoczekiwanie opuściła pokój, “ogień zstąpił” – jak wspomina Wigglesworth. – “Radość była tak wielka, że kiedy chciałem ją wyrazić, język odmówił mi posłuszeństwa i zacząłem wielbić Boga innymi językami, jak Duch poddawał”.

Po przyjeździe do domu zauważył, że Polly powątpiewa w jego nowe doświadczenie. Utrzymywała, że jest ochrzczona równie mocno w Duchu, co on, bez mówienia językami. “Zwiastuję od dwudziestu lat” – stwierdziła – “a ty siedzisz za mną. Ale w niedzielę sam będziesz głosił, a ja zobaczę, co w tym takiego jest”.

Następnej niedzieli Wigglesworth wszedł za kazalnicę i pobudzony przez Ducha zwiastował z Izajasza 61,1-3: “Duch Wszechmogącego Pana nade mną, gdyż Pan namaścił mnie, abym zwiastował ubogim dobrą nowinę…”.

Odważne i płynne kazanie zdziwiło siedzącą na końcu żonę. Powiedziała głośno, tak że wszyscy ją słyszeli: “To nie jest mój Smith, Panie. To nie jest mój Smith!”. Polly została napełniona Duchem niedługo potem, a Misja Uliczna z Bowland zmieniła się dramatycznie. Kontynuowali służbę aż do śmierci Polly, która nastąpiła sześć lat później, w 1913 roku.

Apostoł wiary

Przekonania Wiggleswortha odzwierciedlały poglądy zielonoświątkowe, zaś życie charakteryzowała niezłomna wiara. Ci, którzy uczestniczyli w jego spotkaniach, zapamiętali robiącą wrażenie obecność Ducha, bezkompromisowe zwiastowanie, świadectwa cudownego uzdrowienia oraz przewodnictwo Wiggleswortha w pieśni “Tylko wierz!” Ciągle na nowo podczas nabożeństw Smitha i innych ewangelistów słowa tej pieśni przynosiły nadzieję cierpiącym, mówiąc im: “Wszystko jest możliwe, tylko wierz”.

Rzeczywiście, zwiastował, że “wiara jest śmiałością, która raduje się faktem, iż Bóg nie może złamać swojego Słowa”. Nie było w nim nic cichego ani subtelnego. Miał głos, który pasował do żywiołowości jego wiary.

Czasami był tak wypełniony radością, że okrzyk chwały, jaki wydawał, mógł zakłócić spokój najpoważniejszych dusz. Pewnego razu poszedł na koncert Mesjasza Händla. Gdy chór wyśpiewał ostatnią nutę chorału “Alleluja”, Wigglesworth krzyknął “Alleluja”. Melomani byli wstrząśnięci jego grubiańskim zachowaniem. W porannym wydaniu gazety dziennikarz napisał: “Nigdy nie słyszałem takiego głosu!”

Trzeba przyznać, że jeżeli chodzi o zaufanie Bogu w sprawach zdrowia, był niezwykle konsekwentny, nawet gdy zielonoświątkowcy stopniowo akceptowali współdziałanie modlitwy i medycyny w uzdrawianiu. Smith i Polly zgodzili się nigdy nie szukać pomocy lekarzy, ani nie przyjmować lekarstw, lecz ufać Chrystusowi jako ich Uzdrowicielowi. Według nich cierpienie nie ma miejsca w Bożym planie dla wierzącego. Wigglesworth postrzegał modlitwę za chorych jako pojedynek pomiędzy Bogiem a diabłem: “Nie mam innego określenia na reumatyzm, jak “demoniczne opętanie”. Reumatyzm, rak, guzy, lumbago, neuralgia, wszystkie te rzeczy nazywam nie inaczej, jak mocą diabła, działającego wśród ludzi. Kiedy widzę chorobę, widzę moc demoniczną tam się przejawiającą. Wszystkie te rzeczy mogą być usunięte”.

Jego pogląd na temat modlitwy o chorych jako elementu duchowej wojny pomaga zrozumieć jego obcesowe zachowanie wobec chorych w pierwszych latach służby. Rozumiał uderzanie chorych miejsc jako bezpośredni atak na diabła. Chociaż niektórzy zaświadczali o doświadczonym uzdrowieniu, inni woleli unikać wskazywania miejsca swojej dolegliwości. Na jednym z nabożeństw trafiła kosa na kamień. W Glad Tidings Tabernacle w Nowym Jorku, gdy uderzył irlandzką imigrantkę, która wyszła do modlitwy, ta natychmiast zacisnęła pięści i zawołała: “Uważaj no, jeżeli chcesz się bić, to będziesz się bił!” Na szczęście zwyciężyło opanowanie i nabożeństwo było kontynuowane bez dalszych incydentów.

Jego nabożeństwa nigdy nie były nudne. Podczas spotkania w Waszyngtonie na widownię weszła dziewczynka o kulach, prowadzona przez dwie osoby. Z powodu słabości mięśni, jej nogi i stopy zwisały bezwładnie. Kiedy Wigglesworth zaprosił potrzebujących do modlitwy, dziewczynka ruszyła z wielkim trudem do przodu. Widząc to, zawołał: “Zostań, gdzie jesteś. Będziesz kimś innym, kiedy stąd wyjdziesz”. Gdy zapytał o jej stan, dowiedział się, że nigdy w życiu nie chodziła. Kładąc ręce na jej głowie, były hydraulik z Bradford, rozkazał: “W imieniu Jezusa Chrystusa – chodź!” Nagle odrzuciła kule i zaczęła chodzić.

W Szwecji Wigglesworth wzbudził takie poruszenie pośród lekarzy i kleru luterańskiego, że zaskarżyli oni jego zwyczaj kładzenia rąk na chorych. W rezultacie władze zabroniły mu tej praktyki. Nie zniechęcony tym, podczas zgromadzenia pod gołym niebem, na które przybyło ponad 20.000 osób, aby nie łamać prawa, poprosił chorych, by powstali i położyli ręce na chorych miejscach, podczas gdy on się za nich modlił.

Boża tajemnica

Jednak wizja spodziewającej się wiary zostaje nieuchronnie przesłonięta chmurą tajemnicy, za którą skrywa się wola Boża: Dlaczego nie wszyscy, którzy tego szukają, są uzdrowieni? Czy Bóg dozwala, aby wierzący cierpieli z powodów, których nie zrozumieją po tej stronie nieba? Ci, którzy skupili większość swojej energii na modlitwie o chorych, często nie doceniają wagi tego pytania. Być może dlatego, że obawiają się, iż dyskusja na ten temat mogłaby zasiać wątpliwości i podważyć wiarę niektórych ludzi w uzdrowienie.

Chociaż Wigglesworth wierzył mocno w Boże obietnice uzdrowienia, bardzo przeżył przedwczesną śmierć żony i syna. Często modlił się o uzdrowienia z głuchoty swojej córki, Alice Salter, lecz bez rezultatu. Do tego wszystkiego cierpiał nieopisany ból przez trzy lata z powodu “ciernia w ciele” – kamieni nerkowych. Mógł dojść tylko do jednego wniosku – podobnie jak innym, nie dostawało mu wiary.

Dwóch jego współpracowników próbowało rozwiązać ten problem, osiągając różne rezultaty. F.F. Bosworth w swojej popularnej książce Christ the Healer (1924) poświęcił jeden rozdział, aby przedstawić 22 powody, dla których ludzie nie otrzymują uzdrowienia. Mimowolnie uwiązał nowy kamień potępienia u szyi wierzących, którego Bóg nie zakłada swoim dzieciom. Z drugiej strony Charles S. Price sugerował w The Real Faith (1940), że “uzdrowienie nie zależy od rozwoju doskonałej wiary, wypracowanej w jakimś procesie samodoskonalenia, lecz od relacji z Jezusem – Dawcą dobrych i doskonałych darów”. Wiara uzdrawiania jest zatem darem od Boga.

Spuścizna wiary i świadectwa

Kiedy wielu ewangelicznych chrześcijan u zarania nowego stulecia stało, studiując szczegóły mapy, zielonoświątkowcy pochwycili apostolski transparent, pomaszerowali w paradzie Wielkiego Nakazu Misyjnego i zwiastując ewangelię, zaświadczyli o cudownej Bożej mocy. Chrzest w Duchu przemienił ich, uzdalniając do służby, oraz poszerzył rozumienie tego, czego może dokonać Boża moc.

Pionierzy, tacy jak Wigglesworth, pozostawili po sobie dziedzictwo spodziewającej się – niektórzy powiedzieliby lekkomyślnej – wiary. Tak czy inaczej, zielonoświątkowcy muszą powrócić do mapy po szczegóły. Biblia jako zasada wiary i praktyki pozostaje niezastąpionym przewodnikiem po poziomicach trudnych pytań. Niemądrze byłoby jednak zaniechać modlitwy o przejawianie się nadnaturalnej mocy. Wiara może opierać się na Bożym paradoksie, lecz upada, gdy wszystko zależy od ludzkiej inicjatywy lub od niezrozumienia Bożej suwerenności. Ostatnimi laty zielonoświątkowcy skorzystali, gdy dostrzegli harmonię występującą między znakami i cudami a ich rozumieniem w życiu i misji Kościoła (Mt 10,7-8 / 1Kor 4,20).

Współcześni zielonoświątkowcy pragną nowego wylania Ducha, dzięki któremu można pozyskać narody dla Chrystusa. Smith Wigglesworth, gdyby żył, wezwałby prawdopodobnie świętych swym donośnym głosem do pokuty i zawołałby: “Boże, niech ogień spadnie!”

 

Źródło: www.krolestwoboze.pl

Komentarze

  1. szukałem tego, długo szukałem, a tu znalazłem online, chwała Bogu, czytałem to w dziecinstwie, bardzo dobre,
    wielu łąsk od Pana

  2. Czasem wiara nasza nie jest potrzebna, sparalizowany wniesiony przez dach pewnie nie mial jej wcale, ojciec ktoremu Pan Jezus uzdrowil corke takze, az zawolal, ”wierze, zaradz memu niedowiarstwu”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *