2 października 2016

Jak Duch Boży w nas pracuje, by w pełni objawiło się w nas nowe stworzenie? Część druga: Bóg sięga korzeni problemów.

Pomijamy całkowicie fakt, że Biblia kreśli obraz związków przyczynowo-skutkowych w naszym zachowaniu. My je po prostu zbagatelizowaliśmy. W Starym Testamencie, w Księdze Kapłańskiej (3 Mojż 16:21), Bóg mówił, że chce oczyszczać swój lud z trzech typów bezbożności: grzechu (hebr. chatah), buntu (hebr. pesha) i nieprawości (hebr. avon). Gdy prześledzimy ten temat dokładniej, okaże się, że oczyszczenie z grzechu przebiegało inaczej niż oczyszczenie z nieprawości. Bóg rozróżnia więc między grzechem, a nieprawością. Dwoma pojęciami, które my traktujemy równoznacznie. Czym jest nieprawość? Jest właśnie korzeniem grzechu. Całym systemem bezprawnego działania i myślenia, w którym wzrastaliśmy. Systemem, który czasem odziedziczyliśmy i często nawet nie wiemy o tym. W tym kontekście możemy właśnie zrozumieć, czym są „umiłowanie tego świata i ułuda bogactwa”, które „zaduszają słowo i plonu nie wydaje” pojawiające się u ludzi, mimo przyjęcia Słowa – szczerej chęci podążania za Bogiem. Są to często rzeczy tak głęboko siedzące w nas, że ich nie zauważamy zaraz po przyjściu do Jezusa. Bóg rozprawia się z nimi przez dłuższy czas, w miarę jak sami je zaczynamy dostrzegać i w miarę jak pozwalamy Mu działać.   

Ostatnio poruszałam temat skruszonego serca i pokuty. Oczywiście są to tematy, o których można mówić godzinami i przedstawiam je tutaj w telegraficznym skrócie – ale myślę, że każdy dostanie swoje własne zrozumienie tego tematu, gdy poprosi o nie Ducha Świętego. A właśnie o to chodzi! O to, by pozwolić Mu przyciągnąć nas do bliższej relacji z naszym Ojcem Niebieskim.

Jak wspominałam, Duch Święty użył przypowieści o siewcy, by tłumaczyć mi Swoje działanie w ludzkim sercu. Chcę wrócić do tematu przygotowania gruntu naszych serc w kontekście radzenia sobie z korzeniami problemów, jednak najpierw spójrzmy jeszcze raz na to, jak Jezus tłumaczy tę przypowieść swoim uczniom:

„Wysłuchajcie więc podobieństwa o siewcy. Do każdego, kto słucha słowa o Królestwie i nie rozumie, przychodzi Zły i porywa to, co zasiano w jego sercu: to jest ten, kto jest posiany na drogę. A posiany na gruncie skalistym, to ten, kto słucha słowa i zaraz z radością je przyjmuje, ale nie ma w sobie korzenia, nadto jest niestały i gdy przychodzi ucisk lub prześladowanie dla słowa, wnet się gorszy . A posiany między ciernie, to ten, który słucha słowa, ale umiłowanie tego świata i ułuda bogactwa zaduszają słowo i plonu nie wydaje. A posiany na dobrej ziemi, to ten, kto słowa słucha i rozumie; ten wydaje owoc: jeden stokrotny, drugi sześćdziesięciokrotny, a inny trzydziestokrotny.” (Mateusza 13: 18-23)

Widzimy więc zasadniczo trzy rodzaje problemów, z którymi będzie się rozprawiał Duch Święty, jeżeli pozwolimy Mu działać. Jeden związany jest z brakiem zrozumienia słowa – sercem, które jest „drogą”, a nie „polem”. Czasem wynika to z braku zainteresowania Słowem, które Bóg do nas mówi z powodu wychowania jakie otrzymaliśmy. Czasem wiąże się bagatelizowaniem Jego głosu, brakiem szacunku do tego, co Bóg mówi. Czasem też taka sytuacja powstaje w wyniku zatwardzenia serca, które nastąpiło, gdy już byliśmy chrześcijanami, słyszeliśmy Boży głos i postanowiliśmy nie iść za nim. W każdej takiej sytuacji, odpowiedzią jest po prostu przeproszenie Boga za brak wyczulenia na Jego głos i wołanie, by przemówił do nas ponownie, w sposób dla nas słyszalny. Jezus powiedział:

„Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto kołacze, temu otworzą. Czy jest między wami taki człowiek, który, gdy go syn będzie prosił o chleb, da mu kamień? Albo, gdy go będzie prosił o rybę, da mu węża?” (Mateusza 7:7-10)

Zawsze jeśli się zwrócisz do Boga z zaufaniem oddając Mu swoje życie i prosząc, by je naprawił – On, jako twój Ojciec, będzie działać i da ci słyszeć Swój głos w twojej sprawie. Wołaj do niego i nie poddawaj się. Czasem stare nawyki i przyzwyczajenia zagłuszają Jego głos, czasem trzeba zmienić „częstotliwość” myślenia i wołania do Niego, otoczyć się modlitwą uwielbienia i Słowem Bożym, ale w końcu usłyszysz, że On Ci odpowiada.

Kolejny problem dotyczy serca, które nie jest skruszone przed Bogiem – jest gruntem skalistym, nieczułym na dalsze Boże prowadzenie i zmiany, które On chce wnieść do życia danej osoby. Zajmowałam się tym problemem ostatnio i przeczytać można o tym TUTAJ. Warto zwrócić też uwagę, że Jezusowi zależy, by Jego Słowo zapuszczało w nas korzeń – wskazana jest tu sytuacja, w której Słowo korzenia zapuścić nie może i nie może przynieść plonu. Jego Słowa, Jego myśli i sposoby patrzenia na świat mają móc się w nas zakorzenić.

Wreszcie pojawia się problem cierni rosnących na gruncie naszego serca. Jezus mówi, że jest „to ten, który słucha słowa, ale umiłowanie tego świata i ułuda bogactwa zaduszają słowo i plonu nie wydaje”. Jest to sytuacja, w której osoba chce być posłuszna Bogu i Jego Słowu, ale poprzednie sposoby myślenia i działania zaczynają z tym pragnieniem walczyć. I mogą je przemóc. Najwyraźniej jest to możliwe nawet w sytuacji, gdy ktoś szczerze pragnie Boga.

Jak sobie z nimi radzić? Jak wspominałam ostatnio, radzenie sobie ze wszystkimi problemami zależy od otwartości i szczerości przed Bogiem. Bóg może nam powiedzieć, że pewien grzech nie został całkowicie wykorzeniony z naszego życia i może chcieć się z nim rozprawić. Nie należy blokować Jego głosu korekty, tylko dlatego że nauczyliśmy się uparcie wyznawać, że jesteśmy nowymi stworzeniami, a wszystko, co stare już przeminęło, nawet jak nie widzimy, by faktycznie przeminęło.

Był kiedyś taki żart o “chrześcijanach” różnych denominacji, którzy jednak znaleźli się w piekle. Jeden pyta się Boga, czemu tam się znalazł, skoro był takim dobrym katolikiem i chodził w niedzielę na msze. Drugi pyta się Boga, czemu tam się znalazł, skoro był takim dobrym baptystą i ochrzcił się w wieku dorosłym. A trzeci, który uważał się za członka Ruchu Wiary, uparcie “wyznaje swoimi ustami”: “Jestem w Niebie! Jestem w Niebie!” Uczynki oderwane od poddania pod działanie Ducha Świętego nigdy nam nie pomogą.

Ale jednocześnie musimy pamiętać, że wszelkie działanie na naszym sercu powinno być inicjowane przez Ducha Świętego. Nie chodzi o to, byśmy w kółko robili rachunek sumienia i żyli w wiecznej koncentracji na tym, co może ewentualnie być grzechem. Po pierwsze popadamy wtedy tym bardziej w poleganie na naszych uczynkach. Poza tym to, na czym się koncentrujemy, to w pewien sposób wywyższamy. My mamy być skoncentrowani na uwielbieniu Jezusa w naszym życiu i przez nasze życie. Patrzeć „na Niego, sprawcę i dokończyciela naszej wiary” (Hbr 12:2). To On decyduje czy przypadkiem nie należy się zająć motywacjami naszego serca.

Ale czasem problem jest dla nas ewidentny – i wtedy trzeba po prostu szukać Bożego głosu, oddając Bogu wszystko i rozkopując sobie w życiu wszystko, aż znajdzie się rozwiązanie.

Są problemy, które mają płytkie korzenie. Są drobnymi chwastami. Drobne chwasty można usunąć z ogrodu w ten sposób, że się wcale ich nie wyrywa, a sadzi inną roślinę, która jest pożyteczna i silniejsza. U mnie na działce w ten sposób działa słonecznik. Żadnego małego chwastu w swoje pobliże nie wpuści. Mam wrażenie, że w naszym sercu taką rolę ma gorące i pełne pasji uwielbianie Jezusa, wyliczanie Mu, co dobrego już zrobił w moim życiu, czytanie na głos fragmentów Biblii, które opowiadają o Jego mocy. Często zapominamy, że nasze myśli mają aspekt duchowy, a nasze wnętrze jest jak ogród, w którym je uprawiamy. To, o czym myślimy i to, co wyznajemy naszymi ustami wpływa na świat duchowy. Dlatego Jezus mówił, że mamy się modlić „Bądź wola twoja [Ojcze] – jako w niebie, tak i na ziemi”. Jeśli się nie modlimy, wola Ojca Niebieskiego (która jak mówi Biblia jest „dobra, miła i doskonała”) nie będzie się dziać w naszym życiu. Ale gdy ogłaszamy Jego Słowo, działa ono jak „ogień oraz młot, który kruszy skałę” (Jer 23:29) i usuwa wszelkie złe okoliczności z naszego życia.

Są jednak takie grzechy i takie sytuacje, które mają grube, głębokie korzenie. Tak właśnie na działce walczymy z olchą, która wyrosła tuż przy domu i coraz bardziej rozbudowuje swój system korzeniowy. Można ją dokładnie ściąć tuż przy ziemi – w przyszłym roku odrośnie. Ma obecnie wiele odnóg i ciężko z nią walczyć. Trzeba będzie użyć koparki. Słonecznik na pewno tu nie pomoże. Czasem tak się dzieje, że walczymy z problemem duchowym powierzchownie, a Bóg chce nas poprowadzić do zajęcia się korzeniem.

W praktyce usługiwania modlitwą wstawienniczą często spotykałam się z sytuacjami nawracających problemów i grzechów u ludzi. Standardowa pomoc polegała na wyznaniu tego problemu przez Bogiem Ojcem, a także ogłoszenia mocy krwi Jezusa, która obmywa z grzechu i każdy problem przybiła do krzyża. Jednak czasem Duch Święty zatrzymywał mnie w trakcie modlitwy i kazał sięgać głębiej. Często okazywało się, że np. choroba była związana z działaniem nieczystego ducha, który był duchem wypadków, a przyszedł w powiązaniu z kulturą czarów, praktykowaną w danym rejonie.

To była chyba jedna z najbardziej niesamowitych modlitw, w której zobaczyłam jak Bóg działa. Brat jednej dziewczyny z naszego kościoła lokalnego wpakował sobie do oka jakiś rodzaj kleju, służącego za materiał budowlany. Rokowania lekarzy były bardzo złe i według wstępnej diagnozy groziła mu w tym oku utrata wzroku. Stało się to tuż przed ślubem tej dziewczyny i w dzień, w którym spotykaliśmy się razem na nocnej modlitwie wstawienniczej (w wersji dłuższej od 22 do 5 rano, a w wersji krótszej od 22 do 2 rano). Do szpitala nie mogliśmy jechać, bo był w innym mieście. Kiedy jednak modliłyśmy się razem z koleżanką, z którą współprowadziłyśmy to spotkanie, Bóg nakreślił nam sytuację jako związaną właśnie z czarami. Zaczęłyśmy nad wszystkimi tego typu występkami w jego rodzinie ogłaszać moc krwi Jezusa, a następnie też to, że moc Jezusa wkracza teraz do sali w szpitalu, gdzie leży ten chłopak, aby go uzdrowić. W pewnym momencie zaczęłam mieć bardzo jasną wizję tej sali i zobaczyłam ducha, którego rozeznałam jako ducha wypadków, siedzącego na tym chłopaku. W miarę dalszego ogłaszania mocy Jezusa nad sytuacją zobaczyłam jak ten duch nieczysty z niego schodzi i się cofa. W końcu gdy następnego dnia lekarze ponownie zbadali oko chłopaka, nie mogli znaleźć śladu uszkodzenia, nie było zagrożenia żadną utratą wzroku i stwierdzili, że przy wcześniejszej diagnozie “musieli się pomylić”. Chłopak został błyskawicznie wypisany i zdążył dojechać na ślub siostry. Wielka chwała Jezusowi!

Podczas innych modlitw za osoby doświadczyłam także tego, że grzechy seksualne nieraz miały swój korzeń w depresji, a depresja była związana np. ze złym obrazem samego siebie. Czy to już jest chęć radzenia sobie z problemami duchowymi za pomocą ludzkiej wiedzy z domeny psychologii? Wyklinana przez wielu charyzmatyków, chęć wywyższenia ludzkich, humanistycznych metod pracy z charakterem? Nie. Oczywiście podkreślam raz jeszcze, że nie zachęcam do grzebania w swoim wnętrzu bez bycia prowadzonym w tym przez Ducha Świętego. Nie wierzę też, że jakakolwiek istotna zmiana w naszym wnętrzu może zajść bez mocy Ducha Świętego. Ale pomijamy całkowicie fakt, że Biblia kreśli obraz związków przyczynowo-skutkowych w naszym zachowaniu. My je po prostu zbagatelizowaliśmy, a niektórzy chcą, by przestały istnieć i na nas wpływać po ogólnikowej modlitwie: “Ojcze! Przebacz wszystkie moje grzechy”.

W Starym Testamencie, w Księdze Kapłańskiej (3 Mojż 16:21) Bóg mówił, że chce oczyszczać swój lud z trzech typów bezbożności: grzechu (hebr. chatah), buntu (hebr. pesha) i nieprawości (hebr. avon). Gdy prześledzimy ten temat dokładniej, okaże się, że oczyszczenie z grzechu przebiegało inaczej niż oczyszczenie z nieprawości. Bóg rozróżnia więc między grzechem, a nieprawością. Dwoma pojęciami, które my traktujemy równoznacznie.

Czym jest nieprawość? Jest właśnie korzeniem grzechu. Całym systemem bezprawnego działania i myślenia, w którym wzrastaliśmy. Systemem, który czasem odziedziczyliśmy i często nawet nie wiemy o tym. W tym kontekście możemy właśnie zrozumieć, czym są „umiłowanie tego świata i ułuda bogactwa”, które „zaduszają słowo i plonu nie wydaje” pojawiające się u ludzi, mimo przyjęcia Słowa – szczerej chęci podążania za Bogiem. Są to często rzeczy tak głęboko siedzące w nas, że ich nie zauważamy zaraz po przyjściu do Jezusa. Bóg rozprawia się z nimi przez dłuższy czas, w miarę jak sami je zaczynamy dostrzegać i w miarę jak pozwalamy Mu działać.

Często wymaga to przebudowania całego naszego życia, przekopania całego naszego ogrodu serca. To jest jednak prawdziwy powrót Syna Marnotrawnego do domu Ojca. Prawdziwa „metanoia” – „przemiana myślenia”, która oznacza zawrócenie ze złej drogi i pójście w kierunku przeciwnym. To dzięki tej przemianie Paweł nie miał nawracających problemów z „umiłowaniem rzeczy tego świata” i pisał w liście do Filipian 3:8-9: „wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa i znaleźć się w Nim”. I robił to w oparciu o Bożą sprawiedliwość i łaskę, a nie swoje uczynki, o czym najpierw pisze w wersecie 9: „nie mając własnej sprawiedliwości, opartej na zakonie, lecz tę, która się wywodzi z wiary w Chrystusa, sprawiedliwość z Boga, na podstawie wiary.” Ale wyraźnie stwierdza, że nie jest automatycznie doskonały w swoim postępowaniu, tylko dlatego że zaprosił Jezusa do serca: „Nie jakobym już to osiągnął albo już był doskonały, ale dążę do tego, aby pochwycić, ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa” (w. 12).

Biblia korzeniami umiłowania światowych rzeczy potrafi nazywać: pożądliwość ciała i oczu oraz pychę (1 Jana 2:16). Często więc poczujemy, że Duch Święty będzie chciał usuwać różne nasze myśli związane z tymi obszarami, a jeśli myśli przerodziły się w czyny – poprowadzi nas w modlitwie, w której przeprosimy Boga Ojca za nasze działania, a następnie ogłosimy Jego przemieniające, uzdrawiające działanie i to, że wprowadza Boży porządek do naszego życia. Bóg może nam też pokazać, jak zachowanie poprzednich pokoleń wpłynęło na ukształtowanie się w nas tego stylu myślenia i poprowadzi nas w modlitwie odcięcia naszego życia od tych wpływów.

Na pewno nie będą to modlitwy ogólnikowe: „Boże! Przebacz wszystkie moje grzechy!”. Chociaż taka modlitwa, jeśli szczera, na pewno wystarczy do zbawienia. Nie wystarcza jednak do przebudowania naszego stylu myślenia, który wydaje ciągle owoc w naszym ziemskim życiu i musi zostać gruntownie przemieniony przez Ducha Świętego. Warto jest się modlić, by oprócz grzechu, choroby, problemu Bóg usuwał ich korzenie, pokazawszy je nam w taki sposób, byśmy do nich już nie wrócili. Warto jest prosić Go o to, by prowadził nas w modlitwie przeobrażającej całkowicie nasze wnętrze i nasz styl myślenia.

Mam wrażenie, że jest to dobry czas, żeby pozwolić Bogu na rozprawianie się z korzeniami problemów w naszym życiu i będziemy więcej bardziej konkretnych artykułów na ten temat wrzucać na portal otwarteniebo24.pl. Piszcie do nas przez facebooka lub formularz kontaktowy, jeżeli coś was zainspiruje lub uważacie, że jakąś kwestię trzeba poruszyć głębiej. Warto jest pamiętać, że Bóg potrafi sobie poradzić z każdym problemem, ale nie zawsze stosuje taką samą terapię. Tu odpowiedź jest zawsze jedna: „Usłysz Jego Głos w danej sprawie i pozwól Mu działać”. Otwieraj przed Nim serce i wołaj. Otaczaj się modlitwą, uwielbieniem, chwałą, psalmami i fragmentami, które mówią, jak dobry i potężny jest Bóg.

 

źródło: tekst autorski otwarteniebo24.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *