Brak wytrwałości to jedna z najważniejszych przyczyn naszych porażek, zwłaszcza w modlitwie. Nie potrafimy czekać. Lubimy dania z mikrofali; Bóg z kolei woli marynaty. Trwałem więc w tej sytuacji przez rok, a moja wiara przez ten czas rosła, aż w końcu w głębi mojego serca narodziła się pewność, że wygramy tę walkę. Moim mottem stały się słowa z Listu do Galatów 6,9: „Czyniąc dobrze, nie zniechęcajmy się. Nie ulegając bowiem zniechęceniu, będziemy zbierać owoc we właściwym czasie”.Moja wytrwałość została nagrodzona, kiedy po trzech dniach od tamtej środy w szpitalu Diane wybudziła się z całkowicie zdrowym mózgiem. Wieści o cudzie rozeszły się po świecie. Dom opieki, w którym przebywała Diane, został zasypany zapytaniami z Europy; wszyscy byli ciekawi jej cudownego uzdrowienia. Wszystkie zainwestowane przeze mnie godziny i każda łza okazały się warte całego tego oczekiwania, kiedy zobaczyłem przytomną Diane i usłyszałem, jak mówi: „Chwała Panu!”. Czego się nauczyłem z tej trwającej okrągły rok próby? Dużo i jeszcze więcej! Wciąż zresztą się uczę.  

Brak nadziei

Wiedziałem, że osoba, za którą miałem się modlić, jest bardzo chora. Nie wiedziałem jednak, że jest w stanie śpiączki, ma rurkę tracheotomijną w gardle i sondę pokarmową w żołądku – od półtora roku. Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, poczułem się jak ktoś, kto spodziewał się zwykłej recepty, a trafił na blok operacyjny. Jej siostra, która poprosiła mnie, bym odwiedził tę młodą damę, nie zdradziła mi wszystkiego z obawy, że w ogóle się nie pojawię. Pomyślała, że jeśli zdoła mnie tam zaciągnąć chociaż raz, pewnie wrócę jeszcze niejednokrotnie. Nie myliła się!

Lekarze nie dawali Diane (imię zmienione) żadnej nadziei na przeżycie, a co dopiero na wyjście z tego stanu. Nawet gdyby odzyskała przytomność, z uwagi na rozległe uszkodzenie mózgu pozostałaby warzywem. Tak sądzili lekarze. Czy zdarzyło wam się kiedykolwiek stać nad równie chorą osobą, prosząc Boga o cud? Stać w obliczu śmierci i prosić o życie… Może nas to onieśmielać, ale i wiele nauczyć – o życiu, o śmierci, o nas samych i o Bogu. Zwłaszcza gdy konkretną osobę obejmujemy modlitwą sześćdziesiąt czy siedemdziesiąt razy, za każdym razem wstawiając się za nią przez godzinę lub dłużej.

Konfrontacja z nieoczekiwanym

Stało się nie tak, jak się spodziewałem. Życie rzadko spełnia nasze oczekiwania, prawda? Sądziłem, że Pan uzdrowi tę młodą damę poprzez nasze modlitwy w spektakularny, szybki i prosty sposób. Tak przecież było w przypadku Jezusa.

· Nie spodziewałem się, że będę musiał zainwestować trzy do czterech godzin z życia tygodniowo przez cały rok (plus czas na dojazd).

· Nie spodziewałem się upokorzeń i zniewag ze strony personelu domu opieki, w którym przebywała.

· Nie spodziewałem się, że będę tyle płakał.

· Nie spodziewałem się, że będę nieraz taki śmiały.

· Nie spodziewałem się, że będę nieraz taki onieśmielony

· Nie spodziewałem się, że tyle to zajmie.

· Nie spodziewałem się, że tyle się nauczę!

Cud

Tak, Bóg przywrócił Diane do życia! Uzdrowił jej mózg, którego zewnętrzna warstwa została – w opinii lekarzy – całkowicie zniszczona przez wirusa. Nie było części, która nie zostałaby zainfekowana. „Nie ma nadziei”, mówili.

Na pierwszej stronie [miejscowej] gazety (…) napisano: „Kobieta budzi się zdrowa po dwóch latach śpiączki”. Lekarze nazwali to „cudem medycyny”. „Nie jesteśmy w stanie tego wyjaśnić”, przyznali, nie oddając jednak chwały Bogu.

Tak naprawdę stało się to w niedzielny poranek, kiedy Diane była sama. Kilka dni wcześniej przewieziono ją z domu opieki do szpitala na leczenie infekcji. Po zleceniu kolejnych badań lekarze stwierdzili, że jej stan się pogorszył, i poinformowali rodzinę, że prawdopodobnie wkrótce umrze.

Kiedy siostra Diane przekazała mi tę informację, popędziłem co tchu do szpitala. Wiedząc, że ludzie przebywający w śpiączce często słyszą i rozumieją wszystko, co się wokół nich dzieje, dużo do niej mówiłem. Jak się później dowiedzieliśmy, z powodu uszkodzenia mózgu Diane nie mogła mnie słyszeć. Jednak w tamto środowe popołudnie mówiłem do niej tak jak zawsze.

„Ten koszmar niedługo się skończy”, szeptałem ze łzami spływającymi mi po policzkach. „Nic nie odbierze nam tego cudu. Nic!”.

Nigdy nie zapomnę tej chwili. Pamiętam, jak wychodząc z płaczem ze szpitala, powtarzałem raz po raz: „Nie odbierze nam tego cudu. Nic!”.

Miałem wówczas w sobie nie tylko ogromną nadzieję, lecz także silną wiarę. W ciągu tamtego roku wielokrotnie pytałem Boga, czy na pewno posłał mnie do tej dziewczyny. Za każdym razem otrzymywałem potwierdzenie: „To Ja cię posłałem. Nie poddawaj się”.

Moc wytrwałości

Zarzucano mi więc, że wielki ze mnie uparciuch – i chyba tak właśnie jest. Wielokrotnie pakowałem się przez ten upór w niezłe tarapaty, wliczając w to dwa poważne wstrząsy mózgu, których doznałem, grając w football amerykański: zderzyłem się wówczas z kilkoma chłopakami, równie upartymi, ale bardziej umięśnionymi i roślejszymi niż ja.

Upór można jednak przemienić w pozytywną siłę, zwaną wytrwałością lub wytrzymałością. Z mojego doświadczenia wynika, że jest ona jednym z najważniejszych atrybutów chrześcijańskiego życia. Charles Spurgeon powiedział: „Przez swoją wytrwałość ślimak dostał się do arki”.

Brak wytrwałości to jedna z najważniejszych przyczyn naszych porażek, zwłaszcza w modlitwie. Nie potrafimy czekać. Lubimy dania z mikrofali; Bóg z kolei woli marynaty. Trwałem więc w tej sytuacji przez rok, a moja wiara przez ten czas rosła, aż w końcu w głębi mojego serca narodziła się pewność, że wygramy tę walkę. Moim mottem stały się słowa z Listu do Galatów 6,9: „Czyniąc dobrze, nie zniechęcajmy się. Nie ulegając bowiem zniechęceniu, będziemy zbierać owoc we właściwym czasie“.

Moja wytrwałość została nagrodzona, kiedy po trzech dniach od tamtej środy w szpitalu Diane wybudziła się z całkowicie zdrowym mózgiem. Wieści o cudzie rozeszły się po świecie. Dom opieki, w którym przebywała Diane, został zasypany zapytaniami z Europy; wszyscy byli ciekawi jej cudownego uzdrowienia.

Wszystkie zainwestowane przeze mnie godziny i każda łza okazały się warte całego tego oczekiwania, kiedy zobaczyłem przytomną Diane i usłyszałem, jak mówi: „Chwała Panu!”. Czego się nauczyłem z tej trwającej okrągły rok próby? Dużo i jeszcze więcej! Wciąż zresztą się uczę.

W „The Last Days Newsletter” Leonard Ravenhill opowiada o grupie turystów zwiedzających malowniczą wioskę. W pewnym momencie wędrowcy napotkali na swojej drodze starszego mężczyznę siedzącego przy płocie. Nieco protekcjonalnym
tonem jeden z turystów zapytał: „Czy w tej wiosce urodzili się jacyś wielcy ludzie?”. „Nie, tylko dzieci”, odparł starszy pan.

Nauczyłem się, że nikt nie rodzi się tytanem modlitwy. Bohaterowie kształtują się i doskonalą na polu bitwy – w praktyce życia. Pewien hollywoodzki krytyk i znawca talentów tak skomentował umiejętności Freda Astaire’a, jednego z najlepszych piosenkarzy, tancerzy i aktorów wszech czasów: „Nie umie grać. Nie umie śpiewać. Trochę umie tańczyć”. Jestem pewien, że szatan nieraz wyrokował o mnie w podobny sposób: „Nie umie głosić. Nie umie przewodzić. Trochę umie się modlić”. Dziękuję Bogu za Jego łaskę, cierpliwość i wierność. Częściej potykam się w życiu do przodu niż do tyłu.

Tak wiele pytań

W wyniku tej i wielu innych przygód z modlitwą, w wyniku porażek i zwycięstw, w wyniku setek godzin nauki zrodziło się we mnie kilka myśli, którymi pragnąłbym się z wami podzielić. Wierzę, że dostarczą one odpowiedzi na wiele pytań, takich jak:

· Czy modlitwa naprawdę jest konieczna? A jeśli tak, to dlaczego? Czy Bóg nie jest suwerenny w swojej woli? Czy to nie oznacza, że może uczynić, co chce i kiedy chce? Skoro tak, to po co się modlić?

· Wola Boża wypełnia się w życiu chrześcijanina automatycznie czy jest uzależniona od modlitwy i innych czynników?

· Dlaczego tak często człowiek musi bardzo długo czekać, zanim zostanie wysłuchany? Dlaczego trzeba być wytrwałym? Jakub zmagał się z Bogiem. Czy to właśnie mamy robić na modlitwie? Nie podoba mi się myśl, że miałbym się zmagać z Bogiem, a tobie?

· A co z modlitwą za niewierzących? Co zrobić, żeby była bardziej skuteczna? Zaczynam powoli tracić cierpliwość, usiłując wymyślić, jak jeszcze mógłbym prosić Boga, by kogoś nawrócił, a ty? Podobno On chce ich zbawić. W takim razie dlaczego odnoszę wrażenie, że to ja próbuję Go do tego namówić? Czy istnieje jakiś lepszy sposób? Mam modlić się o ich zbawienie cały czas czy może poprosić o to Boga raz, a potem tylko dziękować Mu z wiarą?

· A co z walką duchowa? Jeśli szatan został pokonany, a Chrystus ma pełnię władzy, czy nie powinniśmy po prostu zapomnieć o diable? Kto związuje złego, Bóg czy my?

· Czym tak naprawdę jest modlitwa wstawiennicza? Tylko nie mówcie mi, że to po prostu „pośredniczenie”. Wystarczy mi już religijnych cytatów i duchowego żargonu. Wiem, że jej idea pochodzi z Pisma Świętego, ale co to właściwie znaczy?

· A co z ochroną? Czy Bóg po prostu dopuszcza wszystko to, co dzieje się w mojej rodzinie? Czy może jest coś, co powinienem robić, żeby zapewnić nam bezpieczeństwo?

· W jaki sposób mamy „jedni drugich ciężary dźwigać” (por. Ga 6,2)?

· Czy modlitwy są wysłuchiwane w odpowiednim czasie? A może ten czas zależy ode mnie?

Zaczynacie mieć już dosyć tych wszystkich pytań? Jak na pewno widzisz na razie wystarczy. Być może sami zadajecie sobie wiele z nich i też już macie tego dosyć. Ja mam. Wielu ludzi już dawno przestało je sobie zadawać. Prawdopodobnie przestali się o to modlić. Proszę, nie róbcie tego!

Nie przestawajcie pytać! Odkryłem, że dobra odpowiedź zaczyna się od dobrego pytania. Odkryłem też, że Bóg nie obraża się, kiedy pytamy Go szczerze. Nie zaspokaja ciekawości sceptyka i nie podoba Mu się niewiara, ale uwielbia ludzi, którzy szczerze szukają. „Jeżeli zaś komu z was brakuje mądrości, niech prosi Boga, który wszystkich chętnie obdarza” (Jk 1,5). On jest dobrym Tatą. Czy pomodlisz się razem ze mną tymi słowami?

Ojcze, potrzebujemy więcej zrozumienia, a nie więcej wiedzy. Mamy jej już tyle, że zaczynamy odczuwać mętlik w głowie. Nieraz stajemy się nawet cyniczni, ponieważ nasza wiedza nie zawsze sprawdza się w praktyce. Tak naprawdę, Ojcze, to, co czytamy w Piśmie Świętym często przeczy naszym doświadczeniom. Potrzebujemy odpowiedzi. Potrzebujemy łączności pomiędzy teologią a doświadczeniem.

Historie wspaniałych tytanów modlitwy – modlących się Hydesów, Davidów Brainerdów, Andrew Murrayów oraz apostołów Pawłów – dodają nam otuchy. Ale szczerze mówiąc, Panie, to nieco frustrujące, kiedy odnosimy wrażenie, że nasze modlitwy nie przynoszą żadnych rezultatów. I do tego przytłaczające, ponieważ nie wiemy, czy kiedykolwiek będziemy w stanie modlić się dwie do trzech godzin dziennie, jak robili to ci wielcy wstawiennicy. Potrzebujemy teraz czegoś więcej niż inspiracji. Potrzebujemy odpowiedzi.

A zatem tak jak Twoi uczniowie, Panie, prosimy: „Naucz nas się modlić”. Wiemy, że często wymaga to ciężkiej pracy, ale czy nie mogłoby to też być przyjemne? Wiemy ze czekają nas porażki, ale czy nie moglibyśmy odnieść kilku sukcesów? Wiemy, że mamy, „kierować się wiarą, a nie widzeniem” (2 Kor 5,7), ale czy nie moglibyśmy zobaczyć kilku zwycięstw?… Zbawionych dusz?… Uzdrowień?

Mamy dosyć okrywania naszej ignorancji szatą ślepego posłuszeństwa i nazywania tego duchowością. Mamy dosyć religijnych ćwiczeń, które na krótką chwilę poprawiają nam nastrój, ale nie przynoszą trwałego owocu. Mamy dosyć form pobożności pozbawionych jej mocy.

Pomóż nam, prosimy. W imię Jezusa Chrystusa. Amen.

 

źródło: Dutch Sheets, “Modlitwa wstawiennicza”, str. 17-23, Wyd. Św. Wojciech,

Nowe wydanie z 2019 – książka do kupienia TUTAJ;

tekst uległ drobnym zmianom, w celu dopasowania do angielskiego oryginału – przyp. red. otwarteniebo24.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *