Przyjrzymy się teraz bliżej kilku słowom z tych dwóch fragmentów, aby lepiej zrozumieć, o co w nich chodzi. Fragment z 2 Listu do Koryntian 4,3-4 mówi nam, że istnieje zasłona lub powłoka przysłaniająca umysły niewierzących, uniemożliwiająca im jasne dostrzeżenie światła Ewangelii. Musimy wiedzieć, że nie widzą oni Ewangelii, ponieważ nie mogą jej zobaczyć. Nie rozumieją jej, ponieważ nie mogą jej zrozumieć. Muszą doznać odsłonięcia – objawienia. 

Rozdzierając zasłony

Oglądałem kiedyś w telewizji poród przez cesarskie cięcie. Program leciał na jednym z tych kanałów edukacyjnych, które uświadamiają nas w temacie różnych umiejętności niezbędnych do przetrwania. Dzięki Ci, Boże, za kablówkę!

Innym razem na tym samym kanale oglądałem operację liftingu twarzy. Zdzierali pacjentce skórę bezpośrednio z twarzy! Potem odsysali cellulit. Nie wiem, co to jest, ale odsysali też tłuszcz – tu już się bardziej orientuję. Na moje oko powinni byli zostawić te komórki „light” i odessać komórki tłuszczowe, ale najwyraźniej wiedzieli, co robią. Do czego to się człowiek nie posunie, żeby lepiej wyglądać… Wierzcie mi, teraz już wiem, o co chodzi, gdy słyszę angielskie powiedzenie: „Piękno jest tylko tak głębokie jak skóra”.

Najbardziej zafascynował mnie jednak ten poród. Zawsze wydawało mi się, że po prostu przecina się skórę i dziecko samo wyskakuje. Nic z tych rzeczy! Niewiele brakowało, a wywróciliby tej kobiecie wszystkie wnętrzności na drugą stronę. Lekarze wyciągali i dotykali takie rzeczy, które nie wiedziałem, że mam w swoim ciele 😉 – jajniki i tak dalej. Kiedy w końcu dotarli do dziecka, musieli użyć całej siły, żeby je wyciągnąć. Nic mam pojęcia, dlaczego stawiało taki opór. Gdyby widziało to, co ja, nie zastanawiałoby się ani sekundy dłużej.

Tak czy inaczej, wszystkim nam przydałaby się odrobina wiedzy na temat zawiłości cesarskich cięć i liftingów. A sięgając po czyjąś książkę, zapewne chcielibyście wiedzieć, że autor ma dużą wiedzę i zna się na wielu sprawach. Ci wszyscy niedouczeni pisarze powinni „wziąść się” (błąd zamierzony – przyp. tłum.) do roboty!

Mam nadzieję, że już trochę mnie poznaliście i wiecie, że w tym szaleństwie jest metoda. Wiecie też, że jakoś – chociaż w niewielkim stopniu – wiąże się to ze wstawiennictwem.

Biblia mówi, że istnieje zasłona, która nie pozwala niewierzącym wyraźnie zobaczyć Ewangelii:

„Jeżeli nawet w ewangelii, którą głosimy, nie wszystko jest jasne (w użytym tu angielskim tłumaczeniu Pisma Świętego: „a nawet jeśli nasza ewangelia jest zasłonięta – przyp. tłum.), to tylko dla tych, którzy idą na potępienie, dla niewierzących, których umysły zaślepił bóg tego świata, aby nie dostrzegli światła dobrej nowiny o chwale Chrystusa, który jest obrazem Boga.” (2 Kor 4,3-4)

Moje słowniki mówią mi, że słowo „zasłaniać” oznacza „chować, przykrywać, owijać” (…). Po grecku brzmi ono kalypsis. Mówi się, że wnętrze drzewa jest zasłonięte korą; wnętrze ludzkiego ciała – skórą. Od razu wszystko zrozumiałem!

W Nowym Testamencie „objawienie” to po prostu kalypsis z przedrostkiem apo – apokalypsis. Apo oznacza „bez” albo „z dala”, a więc w sensie dosłownym objawienie jest odsłonięciem, odkryciem. Obejrzawszy wspomniane przed chwilą zabiegi medyczne, otrzymałem objawienie na temat ludzkiego ciała – a przynajmniej jakiejś jego części.

Zasłona u niewierzących

Rozdział ten poświęciłem walce duchowej o niewierzących. Jest to chyba najważniejsza część tej książki. Głównym celem poprzedniego rozdziału było przygotowanie nas do tematu, którym zajmujemy się teraz. Mamy do odegrania pewną rolę w procesie unoszenia zasłony z umysłów osób niewierzących. 2 List do Koryntian 10,4, o czym powiemy sobie bardziej szczegółowo później, traktuje o twierdzach będących częścią owej zasłony. Uczestniczymy w niszczeniu tych fortec. Twierdze to nie demony; to miejsca, z których demony roztaczają swoją władzę.

Przyjrzymy się teraz bliżej kilku słowom z tych dwóch fragmentów, aby lepiej zrozumieć, o co w nich chodzi. Fragment z 2 Listu do Koryntian 4,3-4 mówi nam, że istnieje zasłona lub powłoka przysłaniająca umysły niewierzących, uniemożliwiająca im jasne dostrzeżenie światła Ewangelii. Musimy wiedzieć, że nie widzą oni Ewangelii, ponieważ nie mogą jej zobaczyć. Nie rozumieją jej, ponieważ nie mogą jej zrozumieć. Muszą doznać odsłonięcia – objawienia.

Byłem ostatnio na Alasce u pewnego brata. Opowiedział mi o swoim przyjacielu, wobec którego dawał świadectwo. Powiedział: „Było dokładnie tak, jak o tym mówisz w swoim nauczaniu, Dutch. Ten człowiek powiedział mi dosłownie: «Wiem, że jest coś w tym, co mówisz, bo widać, ile to zmieniło w twoim życiu. Ale ja po prostu nie jestem w stanie tego dokładnie zobaczyć (Wyróżnienie moje – D.S).

W przeszłości nieraz trudno było mi zrozumieć, jak to możliwe, że niektórzy ludzie słuchają Ewangelii głoszonej z wielką mocą, a mimo to ją odrzucają. Teraz już wiem. „Słuchając” jej, nie słyszą tego, co słyszałem ja, nie widzą tego, co widziałem i nie rozumieją tego, co rozumiem. Do niewierzących docierają słowa przefiltrowane przez ich system wierzeń; przez zasłonę, która sprawia, że słyszą coś zupełnie innego. Czwarty werset 2 Listu do Koryntian 4,4 mówi o tym wyraźnie: „(…) aby nie dostrzegli światła dobrej nowiny o chwale Chrystusa, który jest obrazem Boga” (wyróżnienie moje – D.S.). Oni po prostu nie dostrzegają tego samego „obrazu” Chrystusa, co my. Widzieć Go wyraźnie to kochać Go i pragnąć. Niektóre elementy owej „twierdzy” omówimy sobie bardziej szczegółowo w dalszej części tego rozdziału. W tym momencie najważniejsze to uznać, że ona istnieje.

Zniekształcona perspektywa

Te zniekształconą perspektywę niewierzących świetnie ilustruje historia o kobiecie, która pewnego wieczoru jechała samotnie do domu, gdy nagle zauważyła, że śledzi ją mężczyzna w dużej ciężarówce. Czując narastający lęk, dodała gazu, żeby zgubić prześladowcę, ale niczego to nie dało. Zjechała z autostrady na główną ulicę a ciężarówka dalej siedziała jej na ogonie, przejeżdżając nawet na czerwonym świetle, żeby się nie oddalić.

Kobieta w panice zatrzymała się na stacji benzynowej, wyskoczyła z samochodu i z wrzaskiem wbiegła do środka. Kierowca ciężarówki podbiegł do jej samochodu, ostrym szarpnięciem otworzył drzwi i zza tylnego siedzenia wyciągnął mężczyznę, który się tam ukrywał (…).

Kobieta uciekała przed niewłaściwą osobą. Uciekała przed swoim wybawcą! Kierowca ciężarówki siedział dość wysoko, by zauważyć mężczyznę za siedzeniem. Wyśledził niedoszłego gwałciciela pojechał za kobieta, żeby ją ratować, nawet za cenę własnego bezpieczeństwa. Podobnie jak w przypadku tej pani, perspektywa osób niewierzących jest zniekształcona. Ludzie uciekają przed Bogiem, który pragnie ocalić ich od zguby. Ci z nas, którzy Go znają, wiedzą, że kochamy Boga, ponieważ to On nas pierwszy ukochał. Kiedy jednak grzesznicy słyszą o kochającym Bogu, który chce dla nich tylko tego co najlepsze i umarł, by im to zapewnić, często widzą coś zupełnie innego: groźbę straty i braku spełnienia.

Wpuścić światło do środka

Słowo „światło” we fragmencie z 2 Listu do Koryntian 4,4 to fotismos, co oznacza, „oświecenie”. Jest ono podobne do słowa „oświecony” z Listu do Efezjan 1,18, czyli fotidzo – „wpuścić światło do środka”. Myślę, że niemal każdemu te greckie słowa kojarzą się z wyrazem „fotografia”, i faktycznie, takie jest jego źródło. Co się dzieje, kiedy robimy zdjęcie? Przesłona aparatu otwiera się, wpuszczając światło i tak powstaje obraz.

Jeśli przesłona aparatu nie otworzy się, nie będzie żadnego obrazu ani zdjęcia, niezależnie od tego, jak piękne są dana sceneria lub plan zdjęciowy.

To samo dotyczy ludzkiej duszy. O tym dokładnie mówią wspomniane dwa wersety z 2 Listu do Koryntian 4. Brzmi to jak urywek rozmowy zawodowych fotografów. Choć nasz Jezus jest Bogiem, a nasze mówienie o Nim wspaniałe – jeśli zasłona (przesłona) nie zostanie usunięta, nie powstanie żaden prawdziwy obraz (zdjęcie) Chrystusa.

Oczywiście, czasami jesteśmy w stanie namówić ludzi na modlitwę o nawrócenie bez wcześniejszego objawienia (usunięcia zasłony), ale zwykle nie doświadczają oni żadnej realnej przemiany. Dlatego jedynie niespełna 10 procent – część źródeł podaje, że jest to tylko 3 procent – ludzi, którzy „nawracają się” w Ameryce, stają prawdziwymi naśladowcami Chrystusa. Przyczyna jest prosta: większość nie przeszła prawdziwej, biblijnej pokuty, która przychodzi jedynie wraz z biblijnym objawieniem.

Pokuta nie oznacza „zawrócić i pójść inną drogą” – nie oznacza zmiany kierunku. Takie znaczenie ma greckie słowo epistrefo, często tłumaczone jako „nawrócić” albo „zawrócić”, oznaczające skutek pokuty. Pokuta – metanoia – znaczy zdobyć „nową wiedzę albo zrozumienie”, czyli doznać przemiany umysłu.

W kontekście biblijnym pokuta jest nową zdolnością pojmowania, która przychodzi od Boga dzięki odsłonięciu (objawieniu). Jest to odwrócenie skutków upadku Adama. Świat wybrał swoją własną mądrość, własne pojmowanie dobra i zła, tego, co właściwe i niewłaściwe. Teraz ludzkość potrzebuje nowej wiedzy – od Boga. W Dziejach Apostolskich 26,18 Paweł mówi, że został posłany, aby „otworzył im [poganom] oczy [epistrefo]” – do oświecenia, odsłonięcia, objawienia, pokuty – aby „zwrócić [ich] od ciemności do światła”.

Wiedza a objawienie

Musimy zrozumieć – a obawiam się, że większość tego nie rozumie – różnicę pomiędzy wiedzą a objawieniem. Wiedza pochodzi z umysłu; z kolei biblijne objawienie obejmuje umysł i wpływa na niego, ale powstaje w sercu. Moc duchowa jest uwalniana wyłącznie poprzez wiedzę płynącą z objawienia. Słowo spisane (grafe) musi stać się słowem żywym (logos). To dlatego my, wierzący, nie możemy tylko czytać Słowa, ale powinniśmy też w nim trwać lub rozmyślać nad nim, modląc się jak psalmista: „Otwórz me oczy, abym patrzył na cuda Twojego Prawa” (Ps 119,18). Słowo „otwórz” – galah – znaczy również „odsłoń” lub „odkryj” – chodzi o objawienie.

Wiedzę można zdobyć natychmiast, ale objawienie jest zwykle procesem ; jak pokazuje przypowieść o siewcy, cała prawda zawarta w Biblii przychodzi do nas w formie ziarna. Na początku mojej drogi z Panem często odczuwałem frustrację, ponieważ wspaniałe prawdy, które słyszałem z ust niektórych wybitnych głoszących, nie działały w moim życiu. Kiedy słyszałem nauczanie, wydawało mi się pełne mocy. Po nabożeństwie wychodziłem z myślą: „Już nigdy nie będę taki sam!”. Ale kilka tygodni czy miesięcy później okazywało się, że wcale się nie zmieniłem.

Gdy skarżyłem się Bogu, kwestionując czy to, co usłyszałem było prawdą, Pan przemówił do mnie słowami, które radykalnie odmieniły moje życie: „Synu, cała prawda przychodzi do ciebie w formie ziarna. W osobie, która sie nią dzieli, mogła już zaowocować, ale w tobie jest ziarnem. To, czy wyda plon, czy nie, zależy od tego, co z nią zrobisz. Ziarna duchowej wiedzy muszą przeobrazić się w obfitujące plonem objawienie.

Sama wiedza czy same tylko informacje, choć od momentu grzechu pierworodnego ludzie gloryfikują je i to od nich zaczynają poszukiwanie sensu, nie dają zbawienia. Niekoniecznie doprowadzą nas też do prawdziwej znajomości Pana Boga. Jezus powiedział faryzeuszom: „Badacie Pisma, bo sądzicie, że one zawierają słowa żywota wiecznego. A one dają świadectwo o Mnie” (J 5,39).

Prawdopodobnie faryzeusze znali Pisma (grafe) lepiej niż ty czy ja, ale nie znali Boga. Wielu dzisiejszych teologów posiadło znajomość Pisma Świętego, ale słabo zna samego Boga. Niektórzy być może wcale Go nie znają. Nie potrafiliby wysiedzieć dwóch godzin w ciszy, w Jego obecności, bo śmiertelnie by się nudzili. Mają dużą wiedzę, ale nie doznali objawienia. Objawienie czyni Pismo Święte „duchem i życiem” (Jana 6,63). Ożywia je.

Dlaczego jest to takie ważne? Ponieważ mamy tendencję, by zakłócać Boże działania, a przez to negatywnie wpływać na ich rezultaty. To objawienie prowadzi do biblijnej wiary i prawdziwej przemiany. Bez niego odwołujemy się po prostu do skażonego grzechem, samolubnego, skierowanego na nas samych rozumu, który nieustannie pyta: „Co z tego będę mieć?”. Kiedy opieramy się wyłącznie na ludzkiej mądrości i intelekcie, często głosimy humanistyczną ewangelię w stylu „Co oni z tego będą mieć?” i – w najlepszym razie – „produkujemy” myślących czysto po ludzku, skupionych na sobie braci, którzy nie nawrócili się w pełni.

Jeśli z drugiej strony głosimy czystą Ewangelię, obejmującą pokutę i oddanie swojego życia (pod panowanie Chrystusa), niewierzący z pewnością ją odrzucą, jeśli nie otrzymają biblijnego objawienia. Tak naprawdę nasza Dobra Nowina często jawi im się jako śmieszna czy wręcz idiotyczna: „Człowiek kierujący się tylko zasadami naturalnymi nie pojmuje spraw Ducha Bożego. Uważa je za głupotę i nie jest w stanie tych spraw zrozumieć, ponieważ należy je rozstrzygać w sposób duchowy (1 Kor 2,14). Słowo głupota to moria, od którego pochodzi angielskie słowo „moron” – kretyn.

Narodziny prawdziwego nawrócenia

Gdzie więc leży rozwiązanie? Musimy dać Duchowi Świętemu czas, aby dokonał w tych ludziach prawdziwego nawrócenia poprzez dane od Boga objawienie. Z tego zrodzą się chrześcijanie skupieni na Bogu, a nie na sobie. Bóg jeden wie, że trochę by się nam takich przydało, zwłaszcza w Stanach.

Dwa albo trzy lata temu pewna kobieta – nazwijmy ją Sarą – podzieliła się ze mną świadectwem swojej modlitwy za siostrę i szwagra.

Opowiadała, że choć ogólnie byli miłymi ludźmi, „byli bardzo anty-chrześcijańscy i zaciekle prześladowali mnie i mojego męża duchowo, drwiąc i szydząc z nas”.

Sara modliła się za nich przez dwadzieścia lat, ale nie okazywali oni żadnego zainteresowania Ewangelią. „Ze względu na ich złe nastawienie do Boga i Ewangelii moje serce z czasem się na nich zamknęło – przyznała Sara – myślałam o nich źle. Byłam w stosunku do nich pyszna i miałam złe motywacje w modlitwie”.

Po wysłuchaniu mojego nauczania na temat wstawiennictwa nadzieje Sary odżyły, a Duch Święty zadał jej pytanie: „Kiedy zamierzasz zrobić to dla swojej rodziny?”. Sara pokutowała ze swojego niewłaściwego nastawienia, uporządkowała swe serce i przebaczyła im ich nastawienie względem Boga. Potem zaczęła się modlić tak jak tego uczyłem.

Pokuta Sary i zmiana jej nastawienia to dla nas cenna lekcja. Nastawienie naszego serca często uniemożliwia Bogu spełnienie naszych modlitw. Czy to nie ironiczne i tragiczne, że nasz własny grzech może przeszkodzić w modlitwie za innego grzesznika? Jezus mówi: „Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a potem będziesz lepiej widział, jak wyjąć pyłek z oka brata” (Mt 7,5). Może zanim Bóg będzie mógł posłużyć się wami w celu uwolnienia swojego współmałżonka, dziecka albo bliskiej osoby, będziesz musiał im przebaczyć.

Sara modliła się o kilka rzeczy i pamięta, że prosiła konkretnie o to „aby z ich oczu spadła zasłona, tak aby mogli zobaczyć i zrozumieć prawdę ewangelii”. Modliła się również o to, „aby przyszli do Chrystusa razem, tak aby jedno nie prześladowało drugiego”.

Kilka miesięcy później – a pamiętacie, że przed wprowadzeniem w życie tych zasad i przemianą własnego serca modliła się o nich dwadzieścia lat – Sara zadzwoniła do swojej siostry. Usłyszała niesamowitą nowinę: wcześniej tego samego dnia jej mąż obudził się z poczuciem, że powinni pójść do kościoła (NIGDY przedtem nie chodzili do kościoła). Znaleźli więc jakiś mały kościółek i podczas wezwania [do nawrócenia], oboje oddali życie Chrystusowi. Siostra przeprosiła Sarę za to, jak oboje ją wcześniej traktowali. Ich podejście zmieniło się całkowicie i do dziś chodzą za Panem. Około dziewięć miesięcy później ojciec Sary również przyszedł do Pana.

W waszym przypadku też to zadziała!

 

Źródło: Dutch Sheets, „Modlitwa wstawiennicza”, str. 184-193, książka w nowym wydaniu z 2019 dostępna TUTAJ;

Tłumaczenie zmienione celem lepszego dopasowania do angielskiego oryginału – ekipa otwarteniebo24.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *