Bóg chce mieć z Tobą relację. Więcej nawet! Chce, żebyś ty był w Nim, a On w tobie (Jana 14:20-23). Kiedy zakorzeniasz swoją duszę w sprawach ducha, to Duch Święty będzie cały czas wpompowywał światło i życie do twojego wnętrza. Będzie ci mówił: „Nie bój się! Zostało ci dane wszystko, co jest potrzebne do życia”. Dostajesz jako dziedzictwo te wszystkie wspaniałe obietnice (2 Kor 1:20) i Bóg mówi, że nigdy Cię nie zawiedzie (Hbr 13:5). Nie musisz się więc martwić. Pomyśl o tym! (…)Jeśli twoim priorytetem w chodzeniu do Kościoła jest przyjść i coś otrzymać, to ciągle jesteś wodzony swoją cielesnością. Ja wtedy, jako „zaspokajający” głoszący, nie trafiam do twojego ducha, a jedynie zaspokajam twoją cielesność i sprawiam, że jesteś ode mnie zależny. Dlatego też nie mamy w Kościele prawdziwych uczniów Jezusa. Mamy „wierzących”. Mamy „członków”. Ale nie mamy osób, które przekraczają barierę cielesności, by działać w duchu. A przecież zostaliśmy posłani, by czynić uczniów – by czynić uczniami narody (Mt 28:19).
Część pierwsza – TUTAJ,
Część druga – TUTAJ,
Pozwólcie, że głębiej przeanalizuję ten temat. Bo czuję, że to, co mówię nie jest do końca jasne, więc pozwólcie, że nadepnę teraz na wasze stare myślenie.
Kiedy byłem na Uniwersytecie i studiowałem jako przedmiot reklamę, za wykładowcę miałem profesora, który był jednym z najlepszych specjalistów w tej dziedzinie w Argentynie. Miał on zwyczaj spotykać się czasem ze swoimi najlepszymi studentami na obiad. Zaprosił nas któregoś razu do restauracji i powiedział: „Mam dla was wyzwanie! To jest właśnie sztuka reklamy – każda osoba, która się urodziła na tym świecie, przybywa na niego z głębokim uczuciem braku zaspokojenia, braku satysfakcji. To źródło braku satysfakcji pozostaje w ich życiu aktywnym przez całe życie. Sztuka reklamy polega na wzmocnieniu tego braku zaspokojenia i powiązaniu z produktem, który chcecie, żeby ludzie kupili. Jest to proste, gdy macie produkt, który jest związany z normalnymi, codziennymi potrzebami człowieka – ubranie, mieszkanie, jedzenie – ale gdy jesteście w stanie powiązać ten produkt z ludzkim zaspokojeniem tak, że ludzie podświadomie go pragną, to wtedy zdobywacie rynek. Więc pytanie brzmi skąd to poczucie niezaspokojenia się w ludziach bierze.”
Wróciłem do domu i powiedziałem: „Boże! Ty na pewno to wiesz. Skąd się to bierze?” I pojawiło się w moich myślach takie pytanie: „Victor, a co było pierwszą rzeczą, którą zrobiłeś, kiedy się urodziłeś?” Odpowiedziałem: „Rozpłakałem się.” A Bóg się mnie spytał: „A dlaczego płakałeś?” Dziecko płacze z dwóch powodów. Przede wszystkim, kiedy matka zaczyna mieć skurcze prowadzące do porodu, to każdy skurcz zatrzymuje na chwilę krążenie krwi i u dziecka pojawia się brak tlenu. Im częściej są skurcze, tym jest go mniej. Kiedy dziecko jest wypychane przez kanał rodny jest to moment krytyczny. Dlatego położnicy i inne osoby pomagające dziecku przyjść na świat mówią, że jest to kluczowy punkt – ponieważ jeżeli dziecko zostanie za długo w kanale rodnym, może dojść do uszkodzenia mózgu. Nasze narodziny właśnie tak przebiegają. Pojawiają się potrzeby, ból i strach przed śmiercią z powodu zagrożenia życia. W płucach dziecka znajduje się płyn owodniowy, który chroni ten organ w trakcie rozwoju. Kiedy dziecko się urodzi, będzie stymulowane przez odpowiednie receptory, by zrobić pierwszy oddech, ale jest to doświadczenie, które jest porównywalne do swego rodzaju eksplozji, gdy płuca się napełniają powietrzem po raz pierwszy. W zależności od stopnia rozwoju płuc i innych czynników, u niektórych dzieci może podobno pojawić się wtedy ból, który jest porównywalny z atakiem serca. I tak od początku naszych ziemskich doświadczeń potrzeba łączy się z bólem. Kiedy jesteś odcięty od pępowiny, otwiera się także twój układ pokarmowy. Niektórzy z nas także rozwijają go z mocniejszą potrzebą. 😉 Przychodzi nowe wrażenie – jest to poczucie głodu. Głód u noworodka to jeden z najmocniejszych bóli, jaki dziecko doświadcza. Dlatego dzieci tak mocno płaczą. Od początku naszego życia potrzeba łączy się z bólem.
Tak też jesteśmy formowani jako osoby samolubne. Kiedy mamy potrzebę, dołącza do niej wspomnienie bólu, które zapisało się w chwili urodzenia i zaczynamy zawsze szukać zaspokojenia samych siebie.
I tak, jeśli twoim priorytetem w chodzeniu do Kościoła jest przyjść i coś otrzymać, to ciągle jesteś wodzony swoją cielesnością. Ja wtedy, jako „zaspokajający” głoszący, nie trafiam do twojego ducha, a jedynie zaspokajam twoją cielesność i sprawiam, że jesteś ode mnie zależny. Dlatego też nie mamy w Kościele prawdziwych uczniów Jezusa. Mamy „wierzących”. Mamy „członków”. Ale nie mamy osób, które przekraczają barierę cielesności, by działać w duchu. A przecież zostaliśmy posłani, by czynić uczniów – by czynić uczniami narody (Mt 28:19). Coś więc musi się zmienić! Coś musi pomiędzy nami ulec przemianie! Musimy umieć się motywować inaczej, nie tworząc zależności – i każdy z nas musi nauczyć się łączyć z namaszczeniem, które jest w nim samym (1 Jana 2:27).
Jezus powiedział: „Moje owce słuchają Mego głosu – Ja znam je – a one idą za Mną” (Jana 10:27). Jak ty chcesz za Nim iść, jeśli nie jesteś w stanie Go usłyszeć w poniedziałek, wtorek, środę, czwartek, piątek. Jak już słyszysz Boga, to co jest ważniejsze – to, co ty sam od Niego usłyszysz, czy też to, co ja staram się usłyszeć od Boga dla twojego życia? Bóg chce mieć z Tobą relację. Więcej nawet! Chce, żebyś ty był w Nim, a On w tobie (Jana 14:20-23). Kiedy zakorzeniasz swoją duszę w sprawach ducha, to Duch Święty będzie cały czas wpompowywał światło i życie do twojego wnętrza. Będzie ci mówił: „Nie bój się! Zostało ci dane wszystko, co jest potrzebne do życia”. Dostajesz jako dziedzictwo te wszystkie wspaniałe obietnice (2 Kor 1:20) i Bóg mówi, że nigdy Cię nie zawiedzie (Hbr 13:5). Nie musisz się więc martwić. Pomyśl o tym!
Z iloma przekleństwami Jezus rozprawił się na krzyżu? Ze wszystkimi! Pismo mówi, że On uczynił siebie przekleństwem, żebyśmy my mogli być błogosławieni (Gal 3:13-14).
Więc teraz pomyślcie o pracy. Jakie przekleństwo zostało rzucone na pracę [po grzechu pierwszego Adama]? Że „w pocie czoła będziesz uprawiał ziemię i jadł chleb”. To było przekleństwo rzucone na pracę. Bóg powiedział człowiekowi, że znalazł się poza Jego planem i stoi przed nim praca, której nie będzie w stanie wypełnić, bo będzie działał cieleśnie. Ale jednocześnie ta praca ma być źródłem jego zaspokojenia – dawać mu chleb – i to też jest przekleństwo.
Ty jednak przychodzisz do Chrystusa – to przekleństwo się wtedy kończy. Więc jaki sens ma twoja praca? Jaki sens ma twoja obecność na rynku? Jaki jest cel prowadzenia biznesu? Jaki jest cel uprawiania twojego zawodu? Jeśli ciągle myślisz, że jest to twoje źródło zaspokojenia, to myślisz cieleśnie, działasz na podstawie tego, co podpowiada ci umysł w ten sposób skoncentrowany na przekleństwie, a nie błogosławieństwie. Bóg nam daje pracę, byśmy panowali nad rzeczami w Boży sposób, wprowadzali Boży porządek w świat, by we wszystkie miejsca przyszedł rząd Boży.
Bóg nie potrzebuje ambony, by to zrobić. On potrzebuje ludzi, którzy wyjdą spod przekleństwa i zrozumieją, jakie jest ich powołanie – że Bóg chce użyć ich normalnego życia i codziennych działań do przyniesienia Swojego Porządku do społeczności, w których żyjemy. Twoje codzienne życie, praca, zawód, zdolności, dary – to są rzeczy, których Bóg używa, aby przynieść transformację do społeczeństwa i tak wprowadzić ludzi w bycie uczniami Jezusa.
My staramy się to zastąpić programami i funkcjami kościelnymi. Tworzymy wtedy rodzaj złego handlu, który ma podstawy cielesne. Przyjdziecie do mnie i się mnie spytacie: „Czy możesz się za mnie pomodlić?”. Ja się za was pomodlę, byście otrzymali Boże błogosławieństwo, a wy będziecie czuli się zobowiązani dać mi jakieś pieniądze w ofierze, żebym ja mógł rozwijać dalej swoją wizję. To są cielesne bzdury! Wizją, którą Bóg ma dla swoich sług, usługujących, którzy mają wyposażać ludzi, jest budowanie relacji z ludźmi, a nie budowanie instytucji. Jeżeli jestem dziś z wami, spędzam czas, to tak właśnie spełniam wizję, którą daje mi Bóg.
Tu chodzi o to, co Bóg daje nam w tygodniu, nie tylko w niedzielę. O to, co daje każdemu z was w waszym codziennym życiu. Bóg jest w każdym z was. Kiedy schodzimy się tu razem, każdy w naszym powołaniu, jednomyślnie, to wszystko może się stać. Bez względu na to, przed jakim wyzwaniem stoisz, wszystko możesz w tym, który cię umacnia (Flp 4:13). Czy więc potrzebujecie mnie – głoszącego – aby być skuteczni w Bogu? Nie! Ja jestem tylko posłany po to, by pomóc Bogu was wyposażać.
Kościół jest czasem zorganizowany jak wystawa maszyn rolniczych. Pokazujemy wam wszystkie piękne maszyny, które różni usługujący wynaleźli, a potem wysyłamy was w pole do pracy, nie dając wam żadnego sprzętu. Ale tak naprawdę nie chodzi o ciekawe narzędzia, których ktoś inny używa, ale chodzi o to, co ty sam masz od Boga w sobie.
Bóg przynosi coś nowego! I teraz pytanie brzmi, czy my, wierzący w Europie, podejmiemy to wyzwanie? Czy będziemy nasłuchiwać, co Bóg chce zrobić przez nas w poniedziałek, nie tylko w niedzielę – w naszym codziennym życiu. Bóg ma dary i zaopatrzenie, które zostało unikalnie stworzone dla ciebie. Jedyne, co ja mogę zrobić, to zachęcić cię, żebyś to odkrył. Mogę cię pomóc wyposażyć w Boże prawdy, mogę cię pobudzać do wiary, ale nie mogę ciebie zmienić. Nie mogę przynieść przemiany do twojego życia i nie mogę dać ci tożsamości, którą się ma w Jezusie – musisz wołać do Boga i to Chrystus w Tobie czyni te rzeczy.
Tu nie chodzi o wprowadzanie anarchii, ale o to, byśmy rozumieli, gdzie wolno jest nam przykładać rękę do Bożego działania, a gdzie nie możemy tego robić. Jak powiedział Paweł – jako budowniczy zakładamy fundament, którym jest Jezus Chrystus, a każda osoba buduje na tym fundamencie – możesz wybrać materiał, z którego będziesz budować, ale pamiętaj, że każde dzieło będzie testowane ogniem.
„A zatem ani ten, co sadzi, jest czymś, ani ten, co podlewa, lecz Bóg, który daje wzrost. (…) Albowiem współpracownikami Bożymi jesteśmy; wy rolą Bożą, budowlą Bożą jesteście. Według łaski Bożej, która mi jest dana, jako mądry budowniczy założyłem fundament, a inny na nim buduje. Każdy zaś niechaj baczy, jak na nim buduje. Albowiem fundamentu innego nikt nie może założyć oprócz tego, który jest założony, a którym jest Jezus Chrystus. A czy ktoś na tym fundamencie wznosi budowę ze złota, srebra, drogich kamieni, z drzewa, siana, słomy, to wyjdzie na jaw w jego dziele; dzień sądny bowiem to pokaże, gdyż w ogniu się objawi, a jakie jest dzieło każdego, wypróbuje ogień. Jeśli czyjeś dzieło, zbudowane na tym fundamencie, się ostoi, ten zapłatę odbierze; jeśli czyjeś dzieło spłonie, ten szkodę poniesie, lecz on sam zbawiony będzie, tak jednak, jak przez ogień.” (1 Kor 3:7, 9-15)
Mówiąc o naszej relacji z Bogiem to jest właśnie sprawa, która stanowi dla każdego z nas wyzwanie. Bóg nie stawia nam wyzwań, jeśli chodzi o przychodzenie do świątyni (to my jesteśmy nazwani Świątynią Ducha – 1 Kor 3:16) i nie stawia nam wyzwań w postaci składania ofiar pieniężnych. Bóg nie stawia wyzwań w postaci pracy, którą wykonujesz, dlatego że ktoś inny cię do niej motywuje. Bóg stawia ci wyzwanie w postaci wejścia w działanie, do którego On sam cię motywuje w relacji z Nim.
Dlatego wielu wierzących przeżywa kryzys i brakuje im rozeznania, kiedy sprawy nie układają się po ich myśli. Zaczynają mówić: „Przecież chodziłem do Kościoła całe moje życie, dawałem dziesięcinę i słuchałem się pastora”. Ale tak naprawdę nie jest ważne, gdzie chodzisz, co się dzieje na nabożeństwie, ale to, co przeżywasz w swoim codziennym życiu każdego dnia. Twoja relacja z Nim. Twoje zjednoczenie z Nim.
źródło: Victor Lorenzo, głoszenie “Die Zukunft der Gemeinde”, Konstanz
tłumaczenie: Ela Świerczyńska, ekipa otwarteniebo24.pl
Powiązane artykuły, na podstawie tego głoszenia:
Część pierwsza – Właściwa Struktura Kościoła