Mówię o tym tylko dlatego, że nasze postrzeganie końca czasu świadomie lub nieświadomie determinuje nasze funkcjonowanie tu i teraz. Wszyscy, czy zdajemy sobie z tego sprawę czy nie, nosimy w sobie jakieś wyobrażenie dni ostatnich. Wszyscy czegoś oczekujemy i na podstawie naszych oczekiwań budujemy swoje życie. Jeżeli wierzymy, że nadchodzi koniec, nie będziemy widzieć potrzeby edukacji kolejnych pokoleń i budowania czegokolwiek z dalekosiężną perspektywą, a wszelkie złe wiadomości będziemy traktować jako niezaprzeczalne potwierdzenie wypełniających się biblijnych proroctw. Przyjmując jednak właściwą, biblijną perspektywę możemy bez zbędnej paniki tworzyć coś z myślą o przekazaniu dziedzictwa kolejnym pokoleniom wierzących. 

Pamiętam, jak pod koniec lat osiemdziesiątych straszyłem rodziców, oglądając na kasetach VHS zgrany w koszmarnej jakości chrześcijański film z lat siedemdziesiątych zatytułowany “Jak złodziej w nocy”. Rzeczywiście, była noc, były policyjne pościgi z latarkami za uciekającymi chrześcijanami oraz dużo helikopterów, i główna bohaterka której zadaniem było bieganie i wydawanie z siebie przerażających wrzasków a wszystko to przy dźwiękach złowieszczej muzyki.

Jako młody wierzący byłem podekscytowany. W swoim walkmanie wielkości cegły nosiłem kasetę z nagraną piosenką Larry Normana zatytułowaną “ I wish we’d all been ready”- „Szkoda, że nie wszyscy byliśmy gotowi”. Słuchałem jej w kółko i zastanawiałem się czy po wakacjach pójdę jeszcze do szkoły, czy może Jezus powróci przed rokiem szkolnym i uwolni mnie od takiej konieczności. Byłem gotowy na “wielką ucieczkę” z tego świata i chodzenie do szkoły zdawało mi się stratą czasu. Tak było w latach osiemdziesiątych.

Jeżeli jesteś, jak ja, wierzącym od blisko trzydziestu lat, to jestem pewien, że znasz osoby, które pchane przekonaniem o bliskim przyjściu Jezusa, rezygnowały z dalszej edukacji w obliczu rychłego „porwania kościoła”. W swojej biblioteczce posiadam książkę napisaną przez Lestera Sumralla w latach osiemdziesiątych zatytułowaną “Przepowiadam rok 2000”. Mam ogromny szacunek dla brata Lestera, to był niestrudzony Boży sługa, znał osobiście Smith’a Wigglesworth’a i przekazał Kościołowi wiele cennego nauczania, ale tutaj pomylił się, jak wielu innych. W roku 1988 Edgar Whisenant napisał książkę zatytułowaną “88 powodów, dla których Jezus przyjdzie w 1988 roku”. Posiadam i tę książkę. Nadal można ją kupić za kilka dolarów. Moglibyśmy oczywiście potraktować to jak nieszkodliwą wypowiedź jakiegoś domorosłego nauczyciela. Problem w tym, że książka sprzedała się w nakładzie 4 milionów egzemplarzy! To znaczy, że miliony wierzących zostały zainfekowane jego futurystycznymi fantasmagoriami.

Rok 1988 przyszedł i poszedł, a koniec nie nastał. Whisenant zredagował notatki, naniósł poprawki i wydał kolejną książkę zatytułowaną “ 89 powodów dla których Jezus przyjdzie w 1989 roku”. Później przewidywał jeszcze 1993 i 1994. Po tylu wpadkach jego ostatnia publikacja z 1994 roku, przewidująca rychłe zniszczenie kuli ziemskiej w wojnie nuklearnej nie powinna znaleźć odbiorców nawet, gdyby rozdawał ją za darmo, a mimo to, sprzedana została w 300 tysiącach egzemplarzy! Miliony ewangelicznych chrześcijan tak bardzo wierzyło w ‘przewidywania’ Whisenant’a , że nawet telewizja TBN nadawała regularnie programy wzywające do przygotowania się na mające wkrótce nastąpić pochwycenie. Whisenant był tak przekonany o swojej racji, że powiedział nawet: „Mylę się tylko, jeśli Biblia się myli i mówię to każdemu kaznodziei w mieście.” Mówił tak każdemu kaznodziei w mieście aż do roku 2001. W roku 2001 przyszedł koniec. Whisenant zmarł.

Wydaje się, że coraz to nowym, ‘oczywistym’ znakom końca świata nie ma końca. Były już mutacje świńskiej grypy, choroba wściekłych krów, Y2K i mający nastąpić w roku 2000 globalny cyfrowy chaos. Był wąglik, kalendarz Majów, ebola i koniec świata przepowiedziany przez szalonego dziadka Harolda Campinga na 6.00 rano 21 Maja 2011. Ostatnio mówi się o Dziewięciu Omenach, prastarych ostrzeżeniach danych Izraelowi, tajemniczych dźwiękach pojawiające się na całym świecie, czterech krwawych księżycach i tajemnicy Shemitah (roku szabatowego).

Możemy się zastanawiać, jak to możliwe, że miliony czytających Pismo Święte wierzących poddaje się takiemu nauczaniu i wierzy w kolejne, rok po roku podawane daty i znaki końca? Co więcej, jak to możliwe, że tak wielu Bożych, proroczych ludzi, szanowanych i naprawdę mądrych nauczycieli, powiela to samo pesymistyczne spojrzenie na przyszłość, w którym więcej jest fantastyki, spiskowych teorii dziejów i wieczornych wiadomości niż samej Biblii?

Mogę zrozumieć dyspensjonalistów (wierzących że wypełnienie wszelkich proroctw dotyczących czasów ostatecznych dopiero nastąpi w okresie Milenijnego Królestwa) oraz cesacjonistów (odrzucających nadnaturalne przejawy Królestwa Bożego w służbie wierzących), którzy z wypiekami na twarzy czekają na niechybne i rychłe nastanie rządów antychrysta na świecie. Trudniej mi jednak zrozumieć nas, charyzmatyków, mówiących o Królestwie Bożym i jego mocy, a jednocześnie, trzymających się tego samego, pesymistycznego, wyczekującego antychrysta spojrzenia na czasy ostateczne. Trudno jest głosić i ukazywać mocy Królestwa wierząc jednocześnie, że panowanie Jezusa dopiero nastąpi w dalekiej przyszłości!

Większość z nas nie uświadamia sobie zapewne, że najpopularniejsza dzisiaj interpretacja Pisma dotycząca czasów ostatecznych czyli tzw. futuryzm ma niecałe 200 lat.

W roku 1830 w Irlandii pan J.N.Darby, zaczął publikować swoje nieznane Kościołowi wcześniejszych wieków przekonania o zbliżającym się Wielkim Ucisku, mającym nadejść panowaniu antychrysta i wielkiej ucieczce Kościoła. Spojrzenie to nie zyskało dużej popularności, dopóki nie dotarło z Irlandii do Stanów Zjednoczonych, gdzie rozpropagował je teolog Cyrus Ingerson Scofield zamieszczając dyspensjonalne, futurystyczne studium biblijne w swojej Biblii, tzw. Scofield Reference Bible.

Pierwsza i druga wojna światowa zrodziły w ludziach pesymistycznie postrzeganie przyszłość i nauczanie o wielkim ucisku, nadchodzącym panowaniu antychrysta i „Wielkiej Ucieczce” padło na podatny grunt. Przez lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte ta teologia powoli stawała się domyślnym ustawieniem we wspólnotach ewangelicznych. Pod koniec lat sześćdziesiątych i na początku siedemdziesiątych w Stanach Zjednoczonych rozpoczęły się masowe nawrócenia wśród hippisów, w wyniku czego powstał ruch Jesus People, którego jednym z mówców był Hal Lindsey, autor książki Late Great Planet Earth, która była swoistym podręcznikiem apokaliptycznego analizowania rzeczywistość dla pokoleń i do dzisiaj sprzedała się w nakładzie 28 milionów egzemplarzy. W latach 90-tych Tim LaHaye napisał serię powieści wydanych w Polsce pod wspólnym tytułem „Powieść o czasach ostatecznych” będących obrazowym przedstawieniem futurystycznego spojrzenia na czasy ostateczne opracowanego wcześniej przez Hal’a Lindsey’a. Jak dotąd, książki te sprzedały się na całym świecie w niewiarygodnej ilości ponad 200 milionów!

Na fali sukcesu tej serii w roku 2006 powstał nawet kinowy film Pozostawieni (Left Behind) z Kirkiem Cameronem w roli głównej, który w roku 2014 doczekał się remake’u z Nicolasem Cage’em. Oto w dużym skrócie korzenie najpopularniejszego w naszym środowisku (charyzmatycznych wierzących) zrozumienia czasów ostatecznych. Zdaję sobie sprawę, że od tych wszystkich nazwisk i dat może rozboleć głowa, więc zatrzymajmy się na chwilę. Pomyślmy o tym, co robimy. Jeżeli nie zbadamy swoich eschatologicznych przekonań w świetle Nowego Przymierza i Królestwa Bożego przejawiającego się dzisiaj na ziemi, będziemy tracić następne wieki na interpretowaniu słów Jezusa przez filtr wieczornych wiadomości

Mówię o tym tylko dlatego, że nasze postrzeganie końca czasu świadomie lub nieświadomie determinuje nasze funkcjonowanie tu i teraz. Wszyscy, czy zdajemy sobie z tego sprawę czy nie, nosimy w sobie jakieś wyobrażenie dni ostatnich. Wszyscy czegoś oczekujemy i na podstawie naszych oczekiwań budujemy swoje życie. Jeżeli wierzymy, że nadchodzi koniec, nie będziemy widzieć potrzeby edukacji kolejnych pokoleń i budowania czegokolwiek z dalekosiężną perspektywą, a wszelkie złe wiadomości będziemy traktować jako niezaprzeczalne potwierdzenie wypełniających się biblijnych proroctw. Przyjmując jednak właściwą, biblijną perspektywę możemy bez zbędnej paniki tworzyć coś z myślą o przekazaniu dziedzictwa kolejnym pokoleniom wierzących.

Dzisiaj Kościół Jezusa Chrystusa chodzi w większej chwale i większym poznaniu, niż kiedykolwiek wcześniej. Jesteśmy jednak od tak dawna karmieni negatywnymi obrazami, że wszelkie pozytywne informacje na temat świata budzą w nas głęboką podejrzliwość. Słuchamy o tym, jak daesh (nazywany państwem islamskim) rośnie w siłę, jak islam podnosi głowę i kiwamy głową, bo jest to dla nas rzekomym wypełnieniem proroctw. Do świadectw o muzułmanach masowo spotykających we śnie Jezusa jako swojego Zbawiciela podchodzimy już z większą rezerwą.

Skupianie się na negatywnych ‘znakach czasów’ znacznie utrudnia rozpoznanie niezwykłej pracy jaką wykonuje Duch Święty na całym świecie. Utrudnia również dostrzeżenie wspaniałości Bożego Królestwa, które z każdym dniem rośnie i umacnia się na całym świecie.

Słowo Boże wyraźnie pokazuje progresywny charakter Bożego Królestwa (Łuk. 13:18)

Ono nigdy nie pozostaje w tym samym miejscu i nigdy się nie cofa. Proces jego rozrastania się na ziemi nigdy nie zostanie zatrzymany (Łuk.1:33).

Na samym początku służby Jezusa było powołanych dwunastu uczniów, ale Królestwo nie zatrzymało się na nich. Później było kolejnych siedemdziesięciu, następnie dodane były trzy tysiące i pięć tysięcy, aż w pewnym momencie Słowo Boże przestaje mówi o ‘dodawaniu’ i przechodzi do ‘pomnażania’ (Dz.Ap. 9:31) Lawina Królestwa rozpoczęła się.

Możemy uważać za niezwykłe opisane w Dziejach Apostolskich nawrócenie się 3.000 osób w ciągu jednego dnia bo rzeczywiście jest to wspaniała wiadomość. Zapominamy jednak, że dzisiaj taka liczba osób nawraca się średnio co godzinę! Czterokrotnie więcej ludzi rodzi się na nowo każdego dnia niż rodzi się fizycznie i już blisko 1/3 ludzkości wyznaje Jezusa jako swojego Pana. Samych charyzmatycznych chrześcijan na początku XX wieku było na świecie 981 tysięcy. Dzisiaj jest nas 643,661,000.

Jako synowie i córki Boga powinniśmy zadać sobie następujące pytanie: Na co czekamy i jak spójne jest to z naszym zrozumieniem Królestwa?

Jak bardzo zrozumienie czasów ostatecznych wpływa na nasze życiowe decyzje? Przed rokiem 2000 tysiące amerykańskich wierzących napędzanych strachem i futurystyczną eschatologią kupowało tysiące litrów wody, niezliczone worki zboża i wszelkiego rodzaju konserwy, a co bogatsi budowali skomplikowane podziemne bunkry z własnymi generatorami energii. Oto obraz marnowania czasu i zasobów bezpośrednio wynikającego z przyjęcia błędnego nauczania.

Czy wierzysz że Królestwo już jest obecne na ziemi? Czy wierzysz że jesteś powołany do jego ogłaszania i rozprzestrzeniania? Jeżeli tak, to prawie na pewno jesteś charyzmatykiem. Ogłaszanie i objawianie Królestwa poprzez znaki i cuda jest naszym wyjątkowym, charyzmatycznym spojrzeniem. Reszta niecharyzmatycznego chrześcijaństwa w większości nie zajmuje się Królestwem, nie wierzy w nadnaturalne działanie Boga jako normalnego elementu służby kościoła, a ich zainteresowanie kończy się na budowaniu lokalnych zborów, ponieważ znajdują się w tzw. Erze Kościoła, albo inaczej Dyspensacji Łaski, a Królestwo Boże dopiero nadejdzie!

Przyjmując takie spojrzenie musimy powiedzieć, że Pan Jezus znajduje się w dość dziwnej sytuacji, jest bowiem Królem królów, ale nie króluje. Jest Panem panów, ale nie panuje. Zasiadł na tronie i od 2000 lat czeka na odpowiedni czas. Oczywiście w całej Biblii nie znajdziemy koncepcji ‘ Okresu Kościoła’. Pan Jezus ani apostołowie nie chodzili i nie nauczali o kościele. Apostołowie byli kościołem i głosili ewangelię Królestwa które już jest na ziemi! (Marka 1:15) Nie cechowało ich dzisiejsze eskapistyczne myślenie i nie rozumieli ‘zbawienia’ wyłącznie jako zapewnienia pośmiertnego pójścia do nieba. Życie wieczne nie było ich poselstwem. Było ich przeznaczeniem. Poselstwem było Królestwo Boże i jego moc.

Królestwo Boże nie występuje w dwóch odcinkach. Nie ma jednego królestwa teraz przejawiającego się na ziemi i drugiego, będącego w niebiańskiej poczekalni, które dopiero nadejdzie. Jest tylko jeden Król i tylko jedno Królestwo. W Kościołach Vineyard, w których najbardziej rozpoznawalnymi postaciami byli John Wimber i Blane Cook, często mówiło się o Królestwie jako “Już i jeszcze nie”. I ja to rozumiem. Królestwo JUŻ jest na ziemi, Jezus JUŻ króluje, ale to nie oznacza, że Królestwo jest już obecne w całej pełni i okazałości i że wszyscy nieprzyjaciele Boga są już pod Jego stopami (Hebr.10:13)

Jako wierzący nie oczekujemy nadejścia panowania naszego Króla. On już panuje!

Wszelka władza na ziemi i na niebie została już Mu dana ( Mat.28:18-20)

Jezus zasiadł po prawicy Ojca i teraz pokonuje wszystkich swoich nieprzyjaciół (1 Kor.15:20-28)

To nie jest wyłącznie przyszła nadzieja, ale dzisiejsza, rozwijająca się rzeczywistość.

Dzisiaj kraje tzw. ‘trzeciego świata’ doświadczają ogromnego przebudzenia między innymi dlatego, że szukają Królestwa i nie czekają na koniec świata. Nikt tam nie ma czasu na czytanie chrześcijańskiej fantastyki z serii Left Behind Tima LaHay. Ta wersja wydarzeń jest traktowana poważnie wyłącznie przez amerykańskich konserwatywnych protestantów i europejskich ewangelicznych wierzących. Na szczęście, nasze postrzeganie Królestwa zmienia się. Rozumiemy już, że pokonywanie nieprzyjaciół i poddawanie wszystkiego w posłuszeństwo Chrystusowi to uzdrawianie chorych, uwalnianie ludzi, przemienianie ludzkiego życia, ratowanie małżeństw i rodzin, chodzenie w mocy Bożej i przemienianie społeczności ludzkich.

Królestwo oznacza władzę i panowanie Jezusa a my jesteśmy Jego reprezentantami którzy powinni znać swoje zadanie. Usunięcie ciemności nie dokona się za pomocą ludzkich wysiłków, polityków, socjologów, psychologów, ludzi mediów czy filozofów. Prawdziwa przemiana kraju może przyjść jedynie przez kościół świadomy swojego apostolskiego powołania, królewskiego mandatu do poddawania w posłuszeństwo Jezusowi całych narodów. Dzisiaj rozumiemy już, że nie stanie się to przez krwawe krucjaty. Królestwo nasze nie jest z tej ziemi. Jest duchowe i walka do której zostaliśmy powołani jest walką duchową.

Przyznam się otwarcie. Nauczam od 26 lat na różne tematy, ale nigdy nie zamierzałem zajmować się czasami ostatecznymi. Po kilku próbach “ugryzienia” tego tematu poddałem się wiele lat temu zakładając, że przecież nikt do końca nie może być niczego pewny w tej dziedzinie i tak by pewnie już zostało, gdyby nie Duch Święty, który delikatnie zaczął wprowadzać mnie w inne zrozumienie niż to, które do tej pory miałem. Poznając Królestwo Bożego i nasze powołanie związane z jego ogłaszaniem zobaczyłem Chwałę i niezwykły charakter Bożego Królestwa dzisiaj na ziemi. Duch Święty przeprowadził mnie przez studiowanie historycznego zrozumienia jakie chrześcijanie mieli przez wieki odnośnie ‘czasów ostatecznych’ od Euzebiusza , Jana Chryzostoma po Kalwina, Lutra, Wesleya, Edwardsa czy Spurgeona.

Jestem podekscytowany Ewangelią Królestwa którą głosił Jezus. To pełne zwycięstwa, pozytywne spojrzenie w przyszłość napełniające serce nadzieją. Jeżeli posłuchamy tego, co Duch Święty od wieków mówił do kościoła, doświadczymy uwolnienia od apokaliptycznych lęków i będziemy mogli, tak jak tego pragnie Bóg, myśleć w kategoriach następnych pokoleń wzrastających w Królestwie i rozprzestrzeniających panowanie Jezusa na ziemi

W kolejnym artykule przyjrzymy się bliżej niezwykłemu objawieniu dotyczącemu Królestwa Bożego i czasów ostatecznych znajdującemu się w Słowie Bożym. Ale uspokójcie wasze rozedrgane serca. Kwestia wyznawanej eschatologii nie jest kwestią zbawienia, więc nie musicie się ze mną zgadzać. Możecie wierzyć w to, co przedstawiono w filmie ‘Pozostawieni‘ i nie utracicie z tego powodu zbawienia. Pamiętajcie jednak, że nie utracicie go również odrzucając taką wersję.

Do następnego spotkania.

 

źródło: portal napoddaszu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *