Przejdźcie ze mną do Łukasza 14. W wersecie 16 napisane jest: „A On mu rzekł: Pewien człowiek przygotował wielką wieczerzę i zaprosił wielu. I posłał swego sługę w godzinę wieczerzy, aby powiedział zaproszonym: Przyjdźcie, bo już wszystko gotowe. I poczęli się wszyscy jeden po drugim wymawiać. Pierwszy mu rzekł: Kupiłem pole i muszę pójść je zobaczyć; proszę cię, miej mię za wytłumaczonego. A drugi rzekł: Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, miej mię za wytłumaczonego. A inny rzekł: Żonę pojąłem i dlatego nie mogę przyjść. A gdy wrócił sługa, doniósł o tym panu swemu. Wtedy gospodarz rozgniewał się i rzekł do sługi swego: Wyjdź prędko na place i ulice miasta i sprowadź tutaj ubogich i ułomnych, i ślepych, i chromych. I oznajmił sługa: Panie, tak się stało, jak rozkazałeś, i jeszcze jest miejsce.” (Łk 14:16-22 BW).

Dalej [widzimy]… w wersecie 24: „Albowiem mówię wam – to mówi Jezus – że żaden z owych zaproszonych mężów nie skosztuje mojej wieczerzy. A szły z nim liczne tłumy, i obróciwszy się, rzekł do nich: Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim. Kto nie dźwiga krzyża swojego, a idzie za mną, nie może być uczniem moim” (Łk 14:24 BW). I dalej kontynuuje ten temat, tłumacząc co za sobą pociąga naśladowanie Chrystusa. Ten, kto ma zbudować wieżę, ma najpierw rozważyć, co jest potrzebne do zbudowania wieży. Albo ten, który wyrusza na wojnę, ma najpierw rozważyć, jaka jest siła wroga.

Więc zadam wam takie pytanie: kiedy Pan mówi o nienawidzeniu swojego ojca, matki, dzieci, wszystkiego, co masz – czy jest niewrażliwy na rodzinę? Czy występuje przeciwko wartościom rodzinnym? Jeśli Pan Ci mówi, żebyś zapomniał o swoim ojcu, matce, dzieciach, czy jest niewrażliwy? Kiedy właśnie zacząłeś wielki biznes, a Pan cię powołuje – czy jest niewrażliwy na to, co robisz? Kiedy Pan mówi: „niech martwi grzebią umarłych, a ty chodź i mnie naśladuj” – czy jest taką niewrażliwą osobą, która nie szanuje tamtego biednego człowieka w żałobie?

Pan porusza [tu] bardzo ważną kwestię, kwestię, na którą Mojżesz dobrze odpowiedział: Zostaw wszystko! Powiedziałam, wszyscy są cenni w Bożej Armii: kucharz, pielęgniarka, ci, którzy wynoszą umarłych. Wszyscy są cenni. Ale nie wszyscy mogą być uczniami Chrystusa.

Za Jezusem chodziły tłumy, ale nie wszyscy byli Jego uczniami. Jego uczniowie, to ci, którzy czynią to, co On czyni; którzy idą tam, gdzie On idzie.

Czemu Pan mówi tak ostro? Czy wie coś, co my musimy zrozumieć? Czy jest tak niewrażliwy, że mówi: odwróć się od swoich dzieci? Czy też coś jeszcze wie? On wie coś, [czego my nie wiemy], ponieważ Jego drogi są wyższe od naszych dróg. I wie właśnie to: Wszystko, czego nie poświęciłeś, wszystko, z czym jesteś ciągle związany: twój ojciec, mama, partner, dzieci, twoje bogactwo, wszystko, czego się trzymasz, staje się polem walki z wrogiem. Chcesz wiedzieć, gdzie zaatakuje cię diabeł? Wszędzie tam, gdzie jesteś do czegoś przywiązany.

Pan próbuje w nas zbudować wyższy sposób myślenia. Mówi: potrzebne jest, żebyś się całkowicie odseparował od tych związań duszy. I to mówi autor miłości! I stara się nas nauczyć, że jedyny sposób, w jaki twoja rodzina będzie bezpieczna, jedyny sposób, w jaki twoje bogactwo będzie bezpieczne, jedyny sposób, w jaki twoja służba albo cokolwiek innego będzie bezpieczne, to kiedy je wypuścisz!

Jezus zaczął swoją służbę, będąc wyprowadzonym na pustynię przez Ducha Świętego, żeby kusił go wróg. Był kuszony w rzeczach, o których wróg wiedział, że mogą być Jego słabościami. Wróg nie zamierzał kusić Jezusa kobietą. Nie zamierzał nawet kusić Pana pieniędzmi. Kusił Go w sprawach Jego mocy i autorytetu. A Jezus musiał diabłu ogłosić, złożyć deklaracje – musiał ogłosić rzeczy diabłu, żeby wrócić do Jerozolimy w pełni autorytetu. Biblia mówi, że wrócił z pustyni w pełni mocy. To na tej pustyni Pan pokazuje nam obszary, do których wszyscy jesteśmy przywiązani, w których możemy być pokonani.

Pamiętam któregoś dnia mieliśmy zrobić bitwę w Polsce w obozach koncentracyjnych w Oświęcimiu. I zadzwoniła do mnie moja siostra bliźniaczka i powiedziała: kiedy jedziesz na bitwę? Odpowiedziałam jej: Pojutrze. Powiedziała mi: „Za 3 dni będę miała operację na mózgu”. Tu mam ukochaną dla mnie osobę, idącą na operację, operację mózgu, mając wiele guzów w mózgu – i bitwę, do której mnie wzywał Pan. Wezwał mnie tak nagle i powiedział: „Ana, diabeł wykorzysta obozy koncentracyjne w Oświęcimiu po to, żeby podnieść moce śmierci nad Europą. Duch śmierci przyjdzie na Izrael. Musisz jechać już i zniszczyć moc śmierci w Oświęcimiu. Więc spojrzałam na siostrę – a musicie rozumieć – to moja siostra, identyczna bliźniaczka z takiej samej komórki. Ja nie urodziłam się sama. Urodziłam się z moją siostrą. Nie ma większego połączenia niż siostra bliźniaczka. I powiedziałam jej: Mercedes, jeśli zostanę na operacje, to daję znać diabłu, jak może mnie zatrzymać. I następnym razem, kiedy będę jechać na wojnę, znów cię umieści w szpitalu, bo powiem diabłu: Jeśli moja siostra jest na operacji, ja nie idę na wojnę. Więc powiedziałam siostrze: „do widzenia!”. Nie wiedziałam, czy ją jeszcze zobaczę, ale nie mogłam powiedzieć diabłu, że może mnie zatrzymać za pomocą mojej siostry. I podejmując tę ciężką decyzję, ja tak naprawdę ratowałam moją siostrę – bo złożyłam [taką] deklarację i diabeł dowiedział się, że mnie w ten sposób nie zatrzyma! Tobie chwała, Jezu! (…). Więc kiedy jesteśmy zmuszeni do podjęcia takiej decyzji, to przynosi ona ratunek dla naszych najbliższych.

Pamiętam, jak mieliśmy się wspiąć na Mount Everest, (to był taki niezwykły wysiłek modlitewny w „oknie 10/40”, inicjatywa modlitewna, którą prowadziliśmy w latach 90-tych – „okno 10/40” to były miejsca na całym globie pomiędzy równoleżnikami 10 a 40 szer. geogr. północnej, gdzie znajdowały się najmniej zewangelizowane narody) i Pan mi powiedział: „Nigdy nie odniesiecie zwycięstwa w sprawie okna 10/40, póki nie zdobędziecie [modlitewnie] góry Mount Everest. Bo to jest miejsce, które kontroluje [duchowo] cały ten obszar. Czy jesteś gotowa tam iść?”. Ja nie byłam alpinistą. Byłam pastorem w kościele. Miałam już 41 lat. Nie byłam już bardzo młoda… choć w porównaniu z chwilą obecną byłam bardzo młoda.

Ale tak naprawdę robię się młodsza i młodsza – to moja kolejna deklaracja dla diabła. Kiedy diabeł przychodzi i straszy: „O, za 10 lat nie będziesz w stanie już tego czy tamtego robić!”. Ja mu mówię: „diable, ty nie rozumiesz! Ja mam ducha życia, ożywiającego ducha Jezusa Chrystusa, który żyje we mnie, i moc zmartwychwstania ożywia, wskrzesza moje komórki każdego dnia. Więc tak naprawdę, diable, ja za 10 lat będę silniejsza niż wtedy, gdy miałam 40 lat.”.

Tak czy inaczej, Pan się mnie spytał, czy jestem gotowa i powiedziałam: „Tak, Panie! Pójdę!”. A to jest zabójcza góra. 30% osób na nią wchodzących – umiera. Pan się mnie więc spytał, czy jestem gotowa oddać swoje życie. Ja nie mam problemu z poświęceniem życia dla Jezusa. To nie jest najtrudniejsze pytanie. Potem dopiero przyszło najtrudniejsze pytanie. Pan przyszedł do mojego pokoju i się spytał:

„Córko, a co jeśli będę musiał zabrać jednego z twoich najbliższych, ukochanych, żebyś mogła uwolnić okno 10/40?”. Natychmiast zobaczyłam mojego syna. Powiedziałam: „Tak, Panie! Tak, Panie! Możesz go wziąć”. Nie powiedział dokładnie, o kogo mu chodzi, syna czy córkę, ale to było najcięższe „Tak”, które powiedziałam Jezusowi. Pan nie zabrał mojego syna ani córki. Powołał do siebie moją siostrę. Ona jest teraz potężnym wojownikiem w niebie. A ja wiem, że mój syn i córka są całkowicie bezpieczni, bo złożyłam szczerą deklarację diabłu prosto w twarz.

Są rzeczy, które możemy zrobić podczas wezwania do ołtarza. Ale są też rzeczy, które trzeba zrobić realnie, w prawdziwej sytuacji, w której ty musisz zdecydować: „Tak” czy „Nie”. I to cię wprowadza w pełnię. To jest proces kształtowania, lepienia charakteru w miejscu pustyni.

To jest ogłaszanie deklaracji w twarz diabłu: „Jestem niezatrzymywalna. Jestem niezatrzymywalna”. „Nie, diable, ja się przed tym nie ugnę! Nie, diable, nie możesz mnie zatrzymać!”.

W tych momentach pustyni – a one następują przed objawieniem gorejącego krzewu Bożego – na tej Bożej pustyni albo wchodzisz w powołanie, stajesz się wybrany, albo odpadasz, nie obejmujesz tego, co twoje. Bóg wie, o co prosi. I nie robi tego, dlatego że jest niewrażliwy.

Znam potężnych wojowników [duchowych], służących na całym świecie, którzy wycofali się z wojny, bo byli tak przywiązani do swoich dzieci, że za każdym razem gdy szli na bitwę, to ich dzieci chorowały albo miały jakieś wypadki. To się nie dzieje dlatego, że skrzydła Pana są nagle za małe, żeby ich ochronić, żeby chronić twoją rodzinę. To dlatego, że wszystko, czego się kurczowo trzymasz, wszystko, czego nie wypuszczasz [w ręce Pana], staje się terenem bitwy z wrogiem.

Więc Pan mówi: „Chcę, byś był/była Moim uczniem. Powołuję Cię do chodzenia w pełni Mojego autorytetu. Ale konieczne jest – jeśli masz tę pełnię autorytetu objąć – żebyś zostawił/ła wszystko, co masz w tym świecie. Bo kiedy stawiasz czoła mocom i zwierzchnościom, wszystko, co nie leży ofiarowane na Moim ołtarzu, znajduje się na celowniku wroga. A ponieważ Ja Ciebie kocham, to nie zrobię z Ciebie generała, [póki nie ofiarujesz wszystkiego]. Nie zrobię z Ciebie wyzwoliciela narodów, bo nie chcę, żebyś przechodził/a przez nieszczęścia”.

Jego drogi są wyższe niż nasze drogi.

Są rzeczy, które musimy zrozumieć, kiedy jesteśmy przywiązani do ludzi, ludzi, których kochamy… ile razy musiałam Ciebie, Emerson, składać na ołtarzu, żeby Cię chronić…

Tak przychodzi pełnia Jego autorytetu – przez miejsce, w którym On nas kształtuje, przez zdolność do bycia pokornym i giętkim, żeby móc być używanym przez Boga…

Mojżesz uciekł [z Egiptu], a Bóg zaczął kształtować z niego pokornego, miękkiego człowieka. A potem znów znalazł się w podobnej sytuacji – przed gorejącym krzewem – ale to jest doświadczenie pełne chwały. Stał się rozbitym naczyniem, takim, którego Bóg może użyć, żeby wyzwolić Izraela. Stał się naczyniem zdolnym pomieścić Bożą chwałę, bo był miękki i pokorny, tak pokorny, by być Mu posłuszny. [Bóg powiedział mu:] „Idź i powiedz faraonowi – wypuść Mój lud”. On musi stawić tu czoła strachowi. Dokładnie temu, przez który uciekł z Egiptu. To nie było po prostu – „wywołam swój lud i przyjdzie, i spotkamy się gdzieś pośrodku drogi”. Nie!

Pan to doskonale „wyreżyserował” i przygotował to, czego Mojżesz potrzebował, żeby stać się wyzwolicielem narodu. On na pewno miał strach przed faraonem i musiał go pokonać, żeby wejść do Egiptu w Bożej chwale i przeprowadzić z faraonem konfrontację. Tak też miała się objawić wspaniałość mocy Boga. Gdyby patrzył na faraona jak na swojego dziadka (…) czy też brata przyrodniego – nie byłoby problemu. Gdyby bał się tylko czarowników, ale już nie swojego brata-faraona, to powiedziałby: „Nie ma sprawy! Stanę przez moim bratem. Dorastaliśmy razem. Żaden problem”.

Pokonanie strachu było potrzebne, żeby moc Boga mogła się zamanifestować nad Mojżeszem. [Trzeba było], żeby uciekł z Egiptu, bojąc się faraona, żeby Boża pełnia objawiła się w słabości Mojżesza (…). Jest taki poziom prawdy, który osiągnął Mojżesz.

Jeden z najpotężniejszych momentów w moim życiu miał miejsce – nawet jeśli śmiesznie to brzmi – w kinie. [Możecie powiedzieć:] „O czym ty mówisz?”. Tak! Mój moment krzewu gorejącego miał miejsce w kinie. Był taki film animowany: „Książę Egiptu”. Ilu z was go widziało? Poszłam obejrzeć „Księcia Egiptu” z moją koleżanką, innym prorokiem. Po prostu chciałyśmy się zrelaksować po pracy.

Organizowałyśmy wtedy taką pierwszą ogólnoświatową wojnę duchową, inicjatywę walki duchowej na całym świecie. Koordynowałyśmy prawie 140 narodów i 70 milionów wstawienników ze świata. W samej Ameryce Łacińskiej odbyło się 100 tys. spotkań modlitewnych. Było 18 wykwalifikowanych grup modlitewnych, wysłanych do najciemniejszych miejsc poświęconych Królowej Niebios w Europie. Wielka strategia, którą zorganizował Bóg. I to było przed tą akcją uwolnienia.

Byłyśmy więc w kinie i nagle, w trakcie sceny gorejącego krzewu, całe kino napełniło się Bożą chwałą. Nie wiem, czy to właśnie poczuła reszta ludzi… Jak żołnierze przy Szawle – Szawle z Tarsu, który stał się Pawłem – oni nic nie zauważyli. Tylko Szaweł widział Jezusa twarzą w twarz, a żołnierze tego nie zauważyli. Chwała Pańska uderzyła w to miejsce w kinie – i to było jak deszcz ducha prawdy, który na mnie zstąpił. To było jak prawda, prawda, wylewająca się na mnie. Prawie umarłam w tym kinie. Wylanie nieba było takie silne, że nie byłam w stanie oglądać reszty filmu. Byłam po prostu zanurzona w ducha prawdy. Kiedy film się skończył moja przyjaciółka i ja, Marty Cassady, wspaniała kobieta – dosłownie nie mogłyśmy się ruszyć. Byłyśmy tak pijane duchem, pod takim wpływem chwały Pana, że dosłownie wyczołgałyśmy się z tego kina. Co gorsza, kino było w centrum handlowym i musiałyśmy się wyczołgać z centrum do samochodu. Dotarłyśmy do samochodu i kolejny deszcz ducha na nas spadł. Nie mogłyśmy się ruszyć przez kolejną godzinę!

Byłam całkowicie przemieniona przez ten deszcz prawdy i zrozumiałam, że jedną z największych broni przed wrogiem jest być zanurzonym w ducha prawdy. Mojżesz był zanurzony w duchu prawdy. Musiał stawić czoła prawdzie o sobie samym. Stanął przed każdym lustrem pokazującym mu, kim on sam jest – tak naprawdę.

Żeby móc stanąć przed faraonem, jedno z najważniejszych namaszczeń, jakie możesz mieć, to namaszczenie prawdy. Jezus jest prawdą.

Ale kiedy prawda Jezusa objawia się w twoim życiu, to widzicie, to jest ta moc, która się sprzeciwia królestwu kłamstwa. Szatan jest królem, ojcem wszelkiego kłamstwa. Jego królestwo to kłamstwa. Kłamcy należą do królestwa śmierci. Kłamstwo ściąga cię z możliwości bycia mocą Bożą na ziemi! Te małe drobne półprawdy, żeby się przykryć, żeby być miłą osobą dla wszystkich, nie pozwalają ci doświadczyć największej mocy Jezusa (patrz Ks. Izajasza 28:15, gdzie pada stwierdzenie, że kłamstwo jest zawarciem paktu z piekłem).

A co, jeśli Pan pozwala okolicznościom, żeby złamały twoją dumę, a ty zakładasz maskę półprawdy, która jest też kłamstwem? Bo nie ma czegoś takiego jak półprawda. Bo nie ma ani odrobiny prawdy w ojcu kłamstwa. I my stałyśmy pod tym deszczem prawdy, a ja zrozumiałam, że nie mogę wypowiedzieć żadnego kłamstwa, nawet najmniejszego aż do końca mojego życia. I to mnie broni przed diabłem. (…)

Spotkanie z prawdą w miękkości/pokorze i giętkości, żeby się przemienić w wykonawcę Bożej woli, jest tym, co z ciebie czyni wyzwoliciela, jest tym, co przygotowuje w tobie naczynie do pomieszczenia Bożej chwały. Jakim rodzajem naczynia był Mojżesz, że widział Boga twarzą w twarz, że słyszał Boga i wszedł w ciemną chmurę? Bo nie sądźcie, że chmura chwały świeci – tak, wewnątrz świeci – na zewnątrz jest ciemna. To ciemność Boga. Czy w Bogu jest ciemność? Oczywiście, że jest w Nim ciemność. Czytajcie swoją Biblię – Mojżesz wszedł w ciemną chmurę Boga. Biblia mówi, że tron Boży otacza ciemność (patrz Ps 97:2). Czym jest ta ciemność? To bojaźń Pana. To strach, który ciebie chroni przed zejściem na niewłaściwą drogę.

Stawanie przed pięknem Jezusa to jedno. Wchodząc w ciemną chmurę, która idzie przed prawdziwą chwałą, musisz mieć absolutną pewność, że chodzisz w prawdzie i łasce Chrystusa. Pan powiedział: nie pozwólcie nikomu dotknąć się tej góry, bo nawet zwierzę i człowiek umrą. Ta góra się trzęsie od obecności Pana. Jedną rzeczą jest stanąć przed krzakiem gorejącym, a inną wspiąć się na górę. To inne poziomy Jego chwały. Kiedy wchodzisz w chmurę ciemności, Pan mówi: „Wstąp tutaj”. I nie mówisz Mu wtedy, jak większość ludzi by chciała: „O! Mam taki interes, mam miesiąc miodowy, mam to i tamto, czym się muszę zająć”. To ty się przygotowujesz dla Niego, bo Bóg nie jest poddany pod twój czas i twoje interesy. Wyzwoliciele są poświęceni Jego czasowi i Jego interesom. Słyszysz wtedy Jego wołanie na środku drogi, w środku nocy, w środku swojego wielkiego show. Są ludzie, którzy mają wielkie show dla samych siebie – to Duch Święty mówi, nie ja… I słyszysz głos krwi, który mówi: „Wejdź. Wstąp tutaj”. Każdy inny człowiek umrze. Tylko niewielu może wspiąć się na tę górę…

I wchodzisz w tę chmurę, a na tym etapie wszyscy pozostali ci mówią: „Siostro, zwariowałaś! Nie będziemy iść tam za tobą. To jest zbyt przerażające. Nie wydaje nam się, że to jest od Boga. To wygląda na ciemność” [patrz Izrael uciekający przed górą Ks. Wyjścia 20:18-21]. Ale jest głos silniejszy niż głos ludzi. Zostaliśmy wyszkoleni, żeby słyszeć głos większy i głośniejszy niż głos ludzi – „Przyjdź, wejdź tutaj”.

Cała góra się trzęsie – i wchodzisz w tę chmurę, i nic nie widzisz… Wszystko w tobie się trzęsie. Za tym miejscem jest chwała i wiesz, że ona tam jest… I wiesz, że nie możesz zawrócić. Musisz iść sam, absolutnie sam. Sam i tylko sam stawiasz czoła tej chmurze i ciemności. To nie jest dla reszty ludzi, dla grupy i to nie jest tak, że możesz powiedzieć: „proszę, zbiorę radę starszych, spytam, czy mogę iść w tamto miejsce” – oni ci wtedy odpowiedzą: „nie, nie idź…”.

Ja nie mówię do niedojrzałych. Mówię do ludzi, którzy już przeszli Bożą pustynię, już się spotkali z gorejącym krzewem i już za nimi szli. Bóg chce pokazać swoją chwałę na tobie i w to miejsce możesz iść tylko sam. Wszyscy dookoła się przestraszą…

I idziesz!

I jest tylko jeden głos: „to tutaj, to tutaj!”. Nic nie widzisz. Nie wiesz, gdzie stawiasz nogę. Jest tak ciemno i tak samotnie, i tak strasznie. I jest głos, który czeka poza tym miejscem. Tak pełen mocy!

Ciągle jest dookoła tylko chmura… I pomału zaczyna świecić Boża chwała!

Naczynie zostało ukształtowane przez Boga, żeby można było na nim odcisnąć obrazy i plany Boże. To sprawi, że będziesz mógł wyprowadzić swój lud. Sprawi, że twoi ludzie [też] będą mieszkać w środku Bożej chwały (…).

I Pan zadaje pytanie: Ilu z was, naprawdę i szczerze, chce być użytymi przez Boga w pełni Jego autorytetu?

Bo kiedy zejdziesz z tej góry, huragany będą się słuchać twojego głosu. Ludzie będą wstawać z martwych. Diabeł będzie uciekał od ciebie. Twoje światło będzie świecić w piekielnym dole i usłyszysz jak piekło krzyczy już tylko na dźwięk twojego imienia, bo sam Bóg złączył swoje imię z twoim [jak w przypadku Abrahama].

Porozmawiaj z Bogiem. Musisz odpowiedzieć na to pytanie w głębi swojej istoty – bo to będzie ciebie kosztować wszystko! I musisz wybrać dziś, czy zostać w pałacu faraona, czy też docenić bogactwo cierpień Chrystusa jako większe bogactwo. Bo twoje cele są wieczne, bo twoje zrozumienie jest skierowane na wieczność. Bo nagroda, do której zmierzasz, jest wieczna!

Porozmawiaj z Bogiem (…). Nie jesteś pierwszą lepszą osobą. Pan cię tu przyprowadził jako swojego wybranego, ale nie wszyscy wybrani zaliczą próbę, żeby wejść w powołanie, które teraz nad nimi jest (…). To, czego chcemy, jest wyznaczane przez kroki, które jesteśmy gotowi zrobić, żeby dostać to, czego pragniemy (…).

Prawdo przyjdź do nas! (…) Ojcze, ja pieczętuje ziarno, które zasialiśmy dziś po południu i mówię, że ono nie zostanie skradzione. I ja zobaczę wyzwolicieli narodów wśród tych ludzi (…).

Halleluja!

źródło: Ana Mendez Ferrell, głoszenie “Enter into His Fullness”, fragment książki “Zasiadając w Okręgach Niebieskich” (znana też jako: “Posadzeni w Okręgach Niebieskich”), książka w przedsprzedaży do kupienia TUTAJ

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *